Helwetti
„Helwetti”
Illumination Void Prod. 2021
Dziś mamy chyba małego rekordzistę. Wyobraźcie
sobie, że płyta, która właśnie kręci się w moim odtwarzaczu czekała na swoje
narodziny ponad dwie dekady. Dosłownie. Wszystkie instrumenty zarejestrowane
zostały pod koniec lat dziewięćdziesiątych, po czym materiał ten przeleżał aż
do roku 2020, kiedy to w końcu Eorl Torth Tyrranus dograł wokale wieńcząc
dzieła. Debiutancki i zapewne jedyny, jako iż zespół już dawno leży w grobie,
album Helwetti to encyklopedyczny przykład prawdziwego black metalu drugiej
fali. I to, kurwa, w jakim wydaniu! W zasadzie w roku, gdy ten materiał był
wstępnie rejestrowany, rzeczony gatunek dość mocno się już rozwarstwiał.
Podczas gdy niektórzy szli prostą drogą w kierunku pedaliady i podlizywania się
szerszej publiczności albo twierdzili, że satanizm już jest passe, jedynie
nieliczni trzymali sztywno ster na bluźnierstwo, piekło i wieczne potępienie.
Takim bezkompromisowym tworem był właśnie Helwetti, tworzący muzykę surową i
cholernie zimną, będącą policzkiem wymierzonym chrześcijaństwu. Nie znajdziecie
na tym krążku przyjemnych piosenek, refrenów do nucenia, klawiszowego słodzenia
czy wyjącej pizdy na wokalu. Finowie zastosowali wyłącznie podstawowe
instrumentarium a jedynym dodatkiem w ich muzyce jest bijąca z niej nienawiść.
Panowie oparli swoje utwory na szorstkich melodiach w charakterystycznym
perleke stylu. Nie ma tu technicznych popisów, jest prostota, dość mocno
chwilami podkręcone tempo i zwierzęco wściekłe, intensywne wokale. Produkcja „Helwetti”
jest mocno minimalistyczna, jeszcze bardziej podkreślająca ekstremalny przekaz
płynący z muzyki. Gdybym miał się pokusić o jakieś porównania, to wskazałbym
zdecydowanie w kierunku Clandestine Blaze czy Darkthrone, i to może nie ze
względu na bezpośrednie podobieństwa w riffowaniu, ale prostotę struktur, nie
uznawanie jakichkolwiek kompromisów i trzymanie się ściśle rdzennych zasad gatunku.
Ten materiał trwa zaledwie nieco ponad pół godziny i trochę szkoda, że tak
mało, bo zaprawdę jest to czarci fiński wymiot na najwyższym poziomie. Niezmiernie
się cieszę, iż „Helwetti” ujrzał ostatecznie światło dzienne. Sprawdźcie go
koniecznie, choćby po to, by odświeżyć sobie jak brzmiał i nadal powinien
brzmieć black metal.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz