środa, 27 października 2021

Recenzja LIGHT OF THE MORNING STAR „Charnel Noir”

 

LIGHT OF THE MORNING STAR

„Charnel Noir”

Debemur Morti Productions 2021

Tajemniczy, ponury, pogrążony w mroku, posępny, transowy, hipnotyzujący. Przytoczone tu określenia doskonale opisują drugi, pełny album londyńskiego projektu Light od the Morning Star, który chwilkę temu przybrał materialną postać pod skrzydłami Debemur Morti Productions. „Charnel Noir” to nasycona ciemnością, dosyć gęsto tkana muzyczna zawiesina stworzona z doskonałego połączenia przytłaczających, Doom Metalowych wibracji z widmowymi echami klimatycznego Black/Post-Black Metalu, lodowato zimnymi, szorstkimi  strukturami zbudowanymi na post-punkowym rdzeniu z lat 80-tych i wijącymi się, wciągającymi, trzymającymi w napięciu elementami korzennego, tradycyjnego, koncepcyjnie czystego Gotyckiego Rocka. Choć bardzo ostrożnie i ze sporą rezerwą podchodzę do tego rodzaju hybrydowych połączeń, to przyznaję otwarcie, że muza, jaką stworzyło na swej najnowszej płycie Światło Porannej Gwiazdy, jest kurwa wyśmienita i ryje beret bardzo konkretnie. Świetnie zaaranżowane, jak i brzmieniowo dopasowane beczki, mimo że „martwe” (a przynajmniej tak mi się zdaje), miażdżą i wgniatają w podłoże przy pomocy tępych uderzeń, nawet w najwolniejszych partiach tego albumu. Wysunięty momentami do przodu, chropowaty, wyrazisty bas o szorstkich krawędziach wzmacnia siłę ich oddziaływania, a dodatkowo nadaje całej płycie lekko industrialnego wydźwięku. Poczerniałe, chłodne, raz bardziej subtelne, innym razem kłujące niczym rozgrzane do czerwoności igły, ekspansywne, choć nierzadko dosyć chwytliwe riffy natrętnie wdzierają się w przestrzenie pod czaszką, penetrują zakamarki umysłu i stosunkowo ciężko je stamtąd wyprosić. W warstwie wokalnej również wiele się dzieje. Sugestywne, czyste, głębokie, nawiedzone, uwodzicielsko złowrogie, niepokojące śpiewy ślizgające się po tych ponurych, lodowatych otchłaniach dźwięków przechodzą nierzadko płynnie do upiornego, jeżącego włosy na karku, bluźnierczego, przerażającego szeptu i wraz z żałobnym, pogrzebowym, przesiąkniętym krwawymi oparami klawiszem budują atmosferę makabrycznej, martwej pustki, jaka unosi się nad tym krążkiem. Doprawdy, dawno już nie słyszałem tak dobrej płyty osadzonej w tradycyjnych klimatach gotyckich, jak „Charnel Noir”. Wcale się nie dziwię, że Debemur Morti postanowiło wydać ten album, mrok jest tu bowiem tak lepki i gęsty, że dosłownie można go kroić nożem, a poza tym, im dłużej słuchasz tego albumu, tym szersze spektrum czerni w nim dostrzegasz i tym trudniej także jest się od tej płytki uwolnić. Nie wiem, czy ktoś z Was zechce pochylić się nad tym materiałem i prawdę rzekłszy mam na to wyjebane. Ja uważam, że warto, jak chuj warto! Tak, czy siusiak, ja to kurwa kupuję!

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz