wtorek, 26 października 2021

Recenzja Necrobiosis „My Soul”

 

Necrobiosis

„My Soul”

Putrid Cult 2021

Przy okazji różnego rodzaju reedycji, zwłaszcza starych taśm demo lub płyt, które nigdy nie doczekały się wydania na innym nośniku niż kaseta, zastanawiam się nad motywacją wydawców. Czy jest to chęć zaprezentowania światu niedocenionego w swoim czasie diamentu, czy też bardziej czysty sentyment. W przypadku Necrobiosis skłaniałbym się lekko ku tej drugiej opcji, co absolutnie nie oznacza, że „My Soul” to materiał słaby. Wręcz przeciwnie, zespół z świętokrzyskiego był bardzo mocnym przedstawicielem polskiej sceny deathmetalowej pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Osobiście bardziej go pamiętam z demówki „At Dawn of Suffering”, którą to zakupiłem swego czasu sugerując się jedynie okładką, po czym bardzo intensywnie ją maglowałem. Zwłaszcza, że byłem wówczas nadal pod ogromnym wrażeniem twórczości Entombed, a posłuchajcie sobie ostatniego na tym wydawnictwie, pochodzącego ze wspomnianej właśnie kasety „Stream of Pain” to będziecie wiedzieć o co chodzi. Ale zacząłem trochę od dupy strony. „My Soul” to jedyny duży krążek zespołu, łącznie trzydzieści siedem (w gołej wersji) minut muzyki silnie zainspirowanej głównie sceną europejską, choć nie pozbawionej także inspiracji płynących zza oceanu. A jednocześnie, dzięki nieporadnemu poniekąd, chałupniczemu brzmieniu z epoki, kiedy to rodzime metale nie za bardzo miały jeszcze dostęp do profesjonalnego studio a tym bardziej doświadczonego reżysera dźwięku, brzmiącej bardzo polsko. Kapele nadrabiały za to szczerą muzyką i przerastającą czasem umiejętności ambicją. Necrobiosis to zespół, który nigdy jakoś specjalnie się nie wybił i zapewne niejeden z młodych, słuchając tego materiału po raz pierwszy, będzie zachodził w głowę dlaczego. Wszystko jest tu bowiem na miejscu a kompozycje, mimo iż nie wizjonerskie, to bynajmniej dalekie od przeciętności. Sporo w nich powrzucanych naleciałości thrashowych, co także było znakiem rozpoznawczym sporej części ówczesnej krajowej sceny deathmetalowej. Panowie łoili raczej w średnioszybkim tempie z naciskiem na aranże a nie wyścigi z Docentem, potrafili urozmaicić swoje piosenki nieoczywistymi smaczkami, jak choćby niebanalne solówki, klawiszowe elementy, Nocturnusopodobne w „Expiation for the Sins” albo bardziej tajemnicze w „Breaking the Thread”, czy pluskający chwilami bardzo dostojnie bas (patrz: „Earth of Revelations”). Jak mawiał klasyk – nie ma lipy. Jest za to konkretne granie i aż łezka się w oku kręci, gdy człowiek dziś tego słucha. I mam tylko jedyny zarzut do tego wydawnictwa. Powiedz mi Morgul, mordo Ty moja, na chuj szczuć ludzi trzema kawałkami z wspomnianego przeze mnie na początku demo? Albo całość, albo nic, na chuj robić smaka? Nigdy nie rozumiałem tego typu zabiegów, nie kumam i tym razem. Pomijając jednak to ewidentne faux pas reedycja „My Soul” to kawał historii i zajebistej muzyki. Tylko słuchać i paluszki lizać

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz