wtorek, 12 października 2021

Recenzja :NODFYR: „Eigenheid”

 

:NODFYR:

„Eigenheid”

Ván Records 2021

Nazwa, jaką przyjęła ta grupa z regionu Gelderland w Holandii, czyli zwrot Nodfyr odnosi się do germańskiej, pogańskiej praktyki rozpalania ognia i jest zarazem podobno jednym z najstarszych, holenderskich słów. Inspiracje dla swej twórczości zespół czerpie z historii, kultury, przyrody i charakteru ich rodzimego regionu, a cała płyta jest, jak twierdzą muzycy „odą do naszych odległych przodków, starożytnych ludów germańskich, z których pochodzimy”. Myślę, że po tym wprowadzeniu, większość z Was już choćby w przybliżeniu wie, co będzie można usłyszeć na debiutanckim pełniaku tego trio z kraju kolorowych wiatraków, tulipanów i dzielnicy czerwonych latarni. Tak, „Eigenheid” to płytka wypełniona ogólnie pojętym Pagan Metalem i choć nie jestem jakimś specjalnym fanem tego akurat stylu, to będąc zdrowym na umyśle i wątrobie, stwierdzam, że to bardzo dobry materiał. Krążek ten podoba mi się choćby z jednego, prostego powodu. Podczas gdy większość zespołów Pagan/Folk Metalowych skupia się na uchwyceniu skocznej, energetycznej, radosnej, ludowej estetyki i w większości przypadków wychodzi z tego zwykła, wiejska, pijacka galopada na klepisku, :Nodfyr: przyjmuje znacznie bardziej staranne, metodyczne podejście, a przede wszystkim w ich muzyce czuć mrok, a dźwięki mają ponury połysk i w pewnych momentach wysoce agresywny szlif. Pagan Metal w wykonaniu Holendrów oparty jest bowiem w większości na klasycznym, zagęszczonym Doom/Heavy Metalu, który uzupełniają szalejące, jadowite, gwałtowne, Black Metalowe struktury i odrobina umiejętnie zastosowanych elementów muzyki etnicznej, o wykonanie których poproszono wstępujący tu w charakterze gości, powstały w 1973 roku zespół Folkcorn specjalizujący się w muzyce Lowlands 1400-1900. Usłyszymy tu zatem świetne, tradycyjne, ciężkie, charakterystycznie melodyjne wiosła o dostojnym, epickim wydźwięku, wysmakowane partie solowe, tłustą, soczystą sekcję z grubym basem i wyborne wokale, śpiewane czystym, niskim, dźwięcznym barytonem z doskonałą dykcją i rezonującą cudownie emisją głosu (doprawdy, to co robi na tej płycie Joris to kurwa mistrzostwo świata i okolic). W ten klasyczny szkielet idealnie wręcz wtopiły się także pewne ilości surowego, siarczystego, czarciego riffowania wspomagane diabelskimi bębnami, klimatyczny parapet, wspominane tu już patenty rodem z muzyki folkowej, czy genialne wstawki wokalne Tineke Roseboom, sopranistki, zaproszonej również jako gościa do współpracy przy tej płycie. Skoro wspomniałem już o zaproszonych gościach, to ich listę uzupełniają panowie z De Ridders van Gelre (czyli pisarz Bas Steman i historyk René Arendsen), którzy również maczali paluchy przy tej produkcji. Poza doskonałą, dopracowaną i przemyślaną dogłębnie warstwą muzyczną, która momentami wręcz oszałamia, „Eigenheid” emanuje autentyczną atmosferą dawnych czasów, a słuchając tego albumu, można odnieść wrażenie, że przenieśliśmy się w czasie kilka wieków wstecz, w czym wydatnie pomagają, dodając zarazem dodatkowego smaczku teksty śpiewane w języki niderlandzkim, oraz świetne, przestrzenne, organiczne, ale zarazem odpowiednio ciężkie, pełne brzmienie. Przyznaję się bez bicia, nie sądziłem, że jakiś Pagan Metalowy album trafi w mój muzyczny punkt G i będzie w stanie wywrzeć na mnie aż takie wrażenie, no ale są wszak na tym świecie rzeczy, o których nie śniło się nawet filozofom. Tak więc :Nodfyr: stworzył album, nie boję się użyć tego słowa,  genialny, jeżeli chodzi o stylistykę pogańską. Jak dla mnie zdecydowanie najlepsza, tegoroczna produkcja z gatunku Pagan/Folk. Z ciekawością będę obserwował dalsze poczynania tego projektu.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz