„Eigenheid”
Ván
Records 2021
Nazwa,
jaką przyjęła ta grupa z regionu Gelderland w Holandii, czyli zwrot Nodfyr
odnosi się do germańskiej, pogańskiej praktyki rozpalania ognia i jest zarazem
podobno jednym z najstarszych, holenderskich słów. Inspiracje dla swej
twórczości zespół czerpie z historii, kultury, przyrody i charakteru ich
rodzimego regionu, a cała płyta jest, jak twierdzą muzycy „odą do naszych
odległych przodków, starożytnych ludów germańskich, z których pochodzimy”.
Myślę, że po tym wprowadzeniu, większość z Was już choćby w przybliżeniu wie,
co będzie można usłyszeć na debiutanckim pełniaku tego trio z kraju kolorowych
wiatraków, tulipanów i dzielnicy czerwonych latarni. Tak, „Eigenheid” to płytka
wypełniona ogólnie pojętym Pagan Metalem i choć nie jestem jakimś specjalnym
fanem tego akurat stylu, to będąc zdrowym na umyśle i wątrobie, stwierdzam, że
to bardzo dobry materiał. Krążek ten podoba mi się choćby z jednego, prostego
powodu. Podczas gdy większość zespołów Pagan/Folk Metalowych skupia się na
uchwyceniu skocznej, energetycznej, radosnej, ludowej estetyki i w większości
przypadków wychodzi z tego zwykła, wiejska, pijacka galopada na klepisku,
:Nodfyr: przyjmuje znacznie bardziej staranne, metodyczne podejście, a przede
wszystkim w ich muzyce czuć mrok, a dźwięki mają ponury połysk i w pewnych
momentach wysoce agresywny szlif. Pagan Metal w wykonaniu Holendrów oparty jest
bowiem w większości na klasycznym, zagęszczonym Doom/Heavy Metalu, który
uzupełniają szalejące, jadowite, gwałtowne, Black Metalowe struktury i odrobina
umiejętnie zastosowanych elementów muzyki etnicznej, o wykonanie których
poproszono wstępujący tu w charakterze gości, powstały w 1973 roku zespół
Folkcorn specjalizujący się w muzyce Lowlands 1400-1900. Usłyszymy tu zatem
świetne, tradycyjne, ciężkie, charakterystycznie melodyjne wiosła o dostojnym,
epickim wydźwięku, wysmakowane partie solowe, tłustą, soczystą sekcję z grubym
basem i wyborne wokale, śpiewane czystym, niskim, dźwięcznym barytonem z
doskonałą dykcją i rezonującą cudownie emisją głosu (doprawdy, to co robi na
tej płycie Joris to kurwa mistrzostwo świata i okolic). W ten klasyczny
szkielet idealnie wręcz wtopiły się także pewne ilości surowego, siarczystego,
czarciego riffowania wspomagane diabelskimi bębnami, klimatyczny parapet,
wspominane tu już patenty rodem z muzyki folkowej, czy genialne wstawki wokalne
Tineke Roseboom, sopranistki, zaproszonej również jako gościa do współpracy
przy tej płycie. Skoro wspomniałem już o zaproszonych gościach, to ich listę
uzupełniają panowie z De Ridders van Gelre (czyli pisarz Bas Steman i historyk
René Arendsen), którzy również maczali paluchy przy tej produkcji. Poza
doskonałą, dopracowaną i przemyślaną dogłębnie warstwą muzyczną, która
momentami wręcz oszałamia, „Eigenheid” emanuje autentyczną atmosferą dawnych
czasów, a słuchając tego albumu, można odnieść wrażenie, że przenieśliśmy się w
czasie kilka wieków wstecz, w czym wydatnie pomagają, dodając zarazem
dodatkowego smaczku teksty śpiewane w języki niderlandzkim, oraz świetne,
przestrzenne, organiczne, ale zarazem odpowiednio ciężkie, pełne
brzmienie. Przyznaję się bez bicia, nie sądziłem, że jakiś Pagan Metalowy album trafi
w mój muzyczny punkt G i będzie w stanie wywrzeć na mnie aż takie wrażenie, no
ale są wszak na tym świecie rzeczy, o których nie śniło się nawet filozofom. Tak
więc :Nodfyr: stworzył album, nie boję się użyć tego słowa, genialny, jeżeli chodzi o stylistykę
pogańską. Jak dla mnie zdecydowanie najlepsza, tegoroczna produkcja z gatunku
Pagan/Folk. Z ciekawością będę obserwował dalsze poczynania tego projektu.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz