Bestial Putrefaction
“Eternal Flesh Ripping Chaos”
Sentient Ruin Laboratories 2021
Nie no, kurwa, chyba sobie jaja robicie? Dotychczas
uważałem Sentient Ruin Laboratories za godną zaufania, gwarantującą określoną
jakość stajnię. Jeśli zatem materiał, którego właśnie słucham jest z ich strony
rodzajem żartu, to muszę przyznać, że średnio udanego. Bestial Putrefaction to amerykański
band, dokładniej duet, powstały całkiem niedawno, zakładam, że w wyniku
lockdownowej nudy. Panowie wpadli na genialny pomysł i postanowili ożenić
grindcore’a z war metalem. Wyszła z tego groteska i karykatura jednego i drugiego.
Wyobraźcie sobie zblendowany na papkę wczesny Carcass z Blasphemy. Jasne, oba
te składniki to zespoły klasyczne, dla niektórych wręcz kultowe. Rzecz w tym,
że w połączeniu są absolutnie niejadalne. Nie wiem, czy to kwestia niezgodności
charakterów obu gatunków czy może bardziej niewielka pomysłowość twórców „Eternal
Flesh Ripping Chaos”. Według mnie panowie poszli na łatwiznę, lub przecenili
swoje umiejętności i odjebali taka fuszerkę, jakiej nawet standardy „Usterki”
nie przewidują. Dwadzieścia dziewięć minut i dwadzieścia sześć utworów, a
których niemal każdy rozpoczyna się identycznym nabiciem. No, przyznam, że
bodajże przy ósmym numerze jebłem śmiechem i kompletnie przestałem wierzyć, iż
dalsza część płyty mnie czymkolwiek zaskoczy. I nie zaskoczyła. Krótkie
kompozycje Bestial Putrefaction to wrzucone do jednego wora, bez składu i ładu,
war metalowe wokale, ślizgi po gryfie, grindowe gitary i kanonady perkusyjne,
wszystko oczywiście w bardzo garażowym brzmieniu. Poza wyjątkami, które można
na palcach stolarza policzyć, większość materiału stanowi gnanie do przodu, a
właściwie hałasowanie niczym wirująca pralka pełna cegieł i innych łożysk.
Słuchając „Eternal Flesh Ripping Chaos” odnoszę wrażenie, jakby w kółko leciał
jeden i ten sam utwór. Kompletnie nie znajduję tu punktu zaczepienia, czegoś co
sprawiłoby bym uniósł w górę brew. Kiedy wybrzmiewa ostatni dźwięk, w głowie
nie pozostaje kompletnie nic poza refleksją „Ja pierdole, ale gówno!”. Panowie!
Granice ekstremy zostały już chyba dość dawno rozrysowane, ale progi żenady
nadal przekraczane są regularnie. Wy daliście przez nie ponadprzeciętnego susa,
niczym mistrz olimpijski w trójskoku. Kretyński pomysł, beznadziejne wykonanie,
eksperyment się nie udał. A jeśli się nie udał, to powinien wylądować w koszu,
po chuj marnować ludziom cenny czas. Bo mi to na ten przykład już jest wstyd,
że zmarnowałem właśnie cenną minutę życie komuś, kto doczytał tą reckę do końca,
choć lepsze to, niż miałby stracić go trzydzieści razy więcej słuchając debiutu
Bestial Putrefaction. Nie nagrywajcie nic więcej, proszę, bo nawet jeśli ten
album to jednak żart, to za drugim razem nie będzie nawet odrobinę śmieszny.
Beznadzieja.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz