poniedziałek, 11 października 2021

Recenzja Caveman Cult „Blood and Extinction”

 

Caveman Cult

„Blood and Extinction”

NWN! 2021

Ross Bay Cult Eternal odcinek 666. Zatem będzie krótko i na temat, bo o rzeczach oczywistych elaboratów nie ma sensu pisać. Podczas gdy Blasphemy wznowili działalność jedynie na polu koncertowym, ich spadkobiercy działają prężnie pod wieloma imionami. Jednym z nich jest amerykański Caveman Cult, zespół, który nawet nie udaje, że tworzy coś nowego. Oni po prostu napierdalają ku czci wspomnianego w pierwszej linijce tego tekstu cmentarza. W zasadzie wszystko co znajdziecie na tej płycie, począwszy od staroszkolnego, zasyfionego brzmienia, poprzez charakterystycznie rzygane wokalizy, bliźniacze tempa a na gitarowych, chaotycznych akordach kończąc przypomina mistrzów z Kanady. Dzieje się tu wojna spod znaku maski gazowej i pasu z nabojami. Kolejne numery druzgoczą swoją intensywnością a ich jedynym celem jest zadawanie cierpienia, obrzydliwie zboczone znęcanie się nad słabymi i ostateczna anihilacja całej ludzkości. Różnorodność jest w tej muzyce pojęciem obcym i każdy antagonista war metalu bardzo łatwo wypunktuje „Blood and Extinction” jako płytę monotematyczną. No i dobrze, i niech wypierdala, bo jełop jebany zapewne nigdy w życiu nie pojmie, że są ludzie którzy właśnie takie oklepane granie na jedno kopyto łykają jak dziwka spermę i jeszcze oblizują się z rozkoszą. Materiał ten trwa zaledwie dwadzieścia dwie minuty i podzielony jest na dziewięć nuklearnych pocisków. Wierzcie mi, jest to dawka idealna by spuścić światu taki wpierdol, jak meteoryty dinozaurom. Nikt żywy stąd nie wyjdzie i żywy stąd nie wyjdzie nikt. Prymitywna okładka, banalne tytuły utworów, wtórna muzyka pozbawiona finezji i własnego „ja”. Jak się nie podoba, to spierdalajcie w trymiga, bo Caveman Cult spuszczą napalm na waszą wioskę i żadnych bardziej ambitnych piosenek już w życiu nie posłuchacie. Szatan! Wojna! Profanacja! Wypierdalać!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz