„Forhist”
Debemur Morti Productions 2021
Za
reckę tej płytki zabierałem się już co najmniej kilkukrotnie i zawsze pojawiał
się jakiś pilniejszy materiał do zrobienia. No i tak oto minęło kilka miesięcy,
a ja nadal byłem w czarnej dupie z Forhist, a przecież to projekt stworzony
przez Vindsval’a, czyli persony będącej mózgiem Blut Aus Nord. Lepiej jednak
późno, niż wcale, więc biorę się za robotę tym bardziej, że „Forhist” to
naprawdę bardzo dobry album wypełniony muzą utrzymaną w klimatach Atmospheric
Black Metal. Dźwięki to zdecydowanie prostsze, niż dokonania Blut Aus Nord, ale
właśnie w tym tkwi wg mnie ich siła. W Forhist Vindsval unika
eksperymentalnych, pokręconych, awangardowych elementów, fanaberii i wpływów na
rzecz zdecydowanie bardziej bezpośredniego, nieskomplikowanego, momentami wręcz
minimalistycznego Black Metalu bazującego na melodii i atmosferze. Oparta na
równej, siarczystej sekcji, zimnych, jadowitych, gęstych, wirujących, chwytliwych
riffach, partiach solowych wtopionych mocno w tę gitarową gęstwinę, mrocznych
liniach parapetu i nawiedzonych, rytualnych niemal wokalach muzyka, jaka
znalazła się na tym albumie, wciąga i hipnotyzuje pierwotną dzikością oraz
majestatycznym klimatem. „Forhist” eksploruje motywy powrotu do natury, będącej
źródłem pradawnej, dziewiczej ciemności, która bezpośrednio inspiruje wiele
zespołów Black Metalowych. Album ten nie jest żadną jutrzenką gatunku, nie
prezentuje nic nowego, czy oryginalnego, struktura poszczególnych wałków jest
bardzo podobna, oparta na kontrastach (zestawienie szybkich napierdalanek ze
średnimi i wolnymi tempami), ale wykonany jest w cudowny sposób i po
mistrzowsku prezentuje harmonijną interakcję pomiędzy surowymi, melodyjnymi
partiami wiosła, a ciężkim, zagęszczonym, często transowym rytmem. Pozornie
sroga, dzika, twarda, chłodna, gwałtowna, mazista produkcja jest zarazem
zaskakująco wyraźna i stosunkowo przestrzenna, więc nie trzeba się przez te
dźwięki przebijać obcęgami i łomem. Ta muzyka jest organiczna, żyje, oddycha i
sączy się z niej autentyczna, mglista, lepka wręcz ciemność. Jeżeli ktoś lubi
tradycyjnie surowy, inspirowany latami 90-tymi Black Metal nawiązujący do
mrocznych, zimnych lasów Skandynawii z dodatkiem smakowitych niuansów w sferze
pracy wioseł, ten „Forhist” może łykać w ciemno. Bardzo dobry album.
Hatzamoth
Skopiowało się mały paragrafik o oddychającej organiczności, co?
OdpowiedzUsuńhttps://manofmuchmetal.net/forhist-forhist-album-review/
No niekoniecznie Sherlocku. Najwyraźniej obaj recenzenci użyli w swoich tekstach określenia, które pojawiło się w notce prasowej załączonej do promówki, z bardzo trafnym określeniem muzyki Forhist. Ale próbuj dalej ;)
Usuń