czwartek, 18 listopada 2021

Raz jeszcze recenzja FORHIST „Forhist”

 

FORHIST

„Forhist”

Debemur Morti Productions 2021

Za reckę tej płytki zabierałem się już co najmniej kilkukrotnie i zawsze pojawiał się jakiś pilniejszy materiał do zrobienia. No i tak oto minęło kilka miesięcy, a ja nadal byłem w czarnej dupie z Forhist, a przecież to projekt stworzony przez Vindsval’a, czyli persony będącej mózgiem Blut Aus Nord. Lepiej jednak późno, niż wcale, więc biorę się za robotę tym bardziej, że „Forhist” to naprawdę bardzo dobry album wypełniony muzą utrzymaną w klimatach Atmospheric Black Metal. Dźwięki to zdecydowanie prostsze, niż dokonania Blut Aus Nord, ale właśnie w tym tkwi wg mnie ich siła. W Forhist Vindsval unika eksperymentalnych, pokręconych, awangardowych elementów, fanaberii i wpływów na rzecz zdecydowanie bardziej bezpośredniego, nieskomplikowanego, momentami wręcz minimalistycznego Black Metalu bazującego na melodii i atmosferze. Oparta na równej, siarczystej sekcji, zimnych, jadowitych, gęstych, wirujących, chwytliwych riffach, partiach solowych wtopionych mocno w tę gitarową gęstwinę, mrocznych liniach parapetu i nawiedzonych, rytualnych niemal wokalach muzyka, jaka znalazła się na tym albumie, wciąga i hipnotyzuje pierwotną dzikością oraz majestatycznym klimatem. „Forhist” eksploruje motywy powrotu do natury, będącej źródłem pradawnej, dziewiczej ciemności, która bezpośrednio inspiruje wiele zespołów Black Metalowych. Album ten nie jest żadną jutrzenką gatunku, nie prezentuje nic nowego, czy oryginalnego, struktura poszczególnych wałków jest bardzo podobna, oparta na kontrastach (zestawienie szybkich napierdalanek ze średnimi i wolnymi tempami), ale wykonany jest w cudowny sposób i po mistrzowsku prezentuje harmonijną interakcję pomiędzy surowymi, melodyjnymi partiami wiosła, a ciężkim, zagęszczonym, często transowym rytmem. Pozornie sroga, dzika, twarda, chłodna, gwałtowna, mazista produkcja jest zarazem zaskakująco wyraźna i stosunkowo przestrzenna, więc nie trzeba się przez te dźwięki przebijać obcęgami i łomem. Ta muzyka jest organiczna, żyje, oddycha i sączy się z niej autentyczna, mglista, lepka wręcz ciemność. Jeżeli ktoś lubi tradycyjnie surowy, inspirowany latami 90-tymi Black Metal nawiązujący do mrocznych, zimnych lasów Skandynawii z dodatkiem smakowitych niuansów w sferze pracy wioseł, ten „Forhist” może łykać w ciemno. Bardzo dobry album.

 

Hatzamoth

2 komentarze:

  1. Skopiowało się mały paragrafik o oddychającej organiczności, co?
    https://manofmuchmetal.net/forhist-forhist-album-review/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niekoniecznie Sherlocku. Najwyraźniej obaj recenzenci użyli w swoich tekstach określenia, które pojawiło się w notce prasowej załączonej do promówki, z bardzo trafnym określeniem muzyki Forhist. Ale próbuj dalej ;)

      Usuń