czwartek, 4 listopada 2021

Recenzja AUTUMN NOSTALGIE „Ataraxia”

 

AUTUMN NOSTALGIE

„Ataraxia”

Northern Silence Productions 2021

O ile mnie pamięć nie myli, na 29 października 2021 roku zapowiadana jest premiera drugiego, pełnego krążka Słowackiego projektu Autumn Nostalgie, który to, podobnie jak vinylowa wersja pierwszego ich album ukaże się pod skrzydłami Północnej Ciszy. Ja miałem okazję zapoznać się już z tym materiałem, tak więc teraz postaram się skreślić o nim parę słów, abyście wiedzieli, co w trawie piszczy. „Ataraxia” zawiera mięciutką, gładką niczym pupcia niemowlaczka muzę z jakimś tam klimatem. Zapomnijcie jednak o ciemności, mrocznych wibracjach, ponurym feelingu, czy jakichkolwiek przejawach działania sił piekielnych. Muzyczna wizja tego projektu to raczej dźwięki optymistyczne (czasami być może nieco melancholijne i kontemplacyjne, ale to wszystko) stworzone z połączenia lekuchno przymglonego Atmospheric Post-Black Metalu i Ambientu ukierunkowanego raczej na jasną stronę mocy z delikatnym dotknięciem Blackgaze i Post-Rockowych struktur o niemal popowym wydźwięku. Sporo tu melodii i subtelnych, nastrojowych niuansów tworzonych przy pomocy gustownego parapetu i spokojnych, akustycznych partii wiosła. Od czasu do czasu projekt zakręci w bardziej psychodeliczną uliczkę, nostalgiczny pejzaż dźwiękowy, czy awangardowe ścieżynki, czego efektem jest wykwit różnokolorowych pomysłów. Napotkamy tu również przesterowane gitary, które swobodnie płyną w przestrzeń, rzeźbiąc płynnie falujące, atmosferyczne tekstury dźwięków, i choć od strony technicznej są wykonane elegancko i słychać, że rzeźbi je wioślarz, który wie, do czego służy jego instrument, to ciężaru w nich jak na lekarstwo, albo jeszcze mniej. Wokale artykułujące filozoficzne teksty w języku węgierskim posiadają pewne pokłady agresji, dodają charakterystycznego smaczku i odrobinę pikanterii, jednak to zdecydowanie zbyt mało, aby ożywić tę, jak dla mnie zbyt delikatną i usypiającą na dłuższą metę produkcję. Ciekawie wypadają także Ambientowe harmonie, ale niestety nie niosą ze sobą ani krztyny chłodu, mroku, ba choćby zmierzchu, czy jakichkolwiek negatywnych wibracji. Brzmienie, podobnie, jak muzyka na tej płycie jest selektywne i przestrzenne, ale ze świecą szukać w nich ognia, czy mocy. Zbyt optymistyczne to dźwięki jak dla mnie i nie czuję tego klimatu, choć od strony warsztatowej, czy kompozycyjno-aranżacyjnej nie mogę im nic zarzucić, gdyż stoją na wysokim poziomie. Wszyscy klimaciarze być może znajdą tu coś dla siebie, ja odpuszczam. Podsumuję to tak: jeżeli w długie jesienno-zimowe wieczory pragniecie odnaleźć odrobinę słońca, to muzyka zawarta na „Ataraxia” Wam je zapewni.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz