sobota, 20 listopada 2021

Recenzja LUNAR MANTRA „Psychosomatika”

 

LUNAR MANTRA

„Psychosomatika” (Ep)

Invictus Productions 2021

W przypadku tegorocznej produkcji szkockiego zespołu, którą firmuje swą marką Invictus Productions już sam jej tytuł, a także okładka niejako naprowadzają nas na muzykę, jaką na niej usłyszymy. Psychosomatyka to bowiem dziedzina nauki zajmująca się wpływem czynników psychicznych na stan zdrowia organizmu człowieka. Myślę, że Lunar Mantra nieco zmodyfikowała tu główną doktrynę tej nauki i eksploruje tu stan umysłu, w jakim znajduje się jednostka ludzka będąca pod silnym wpływem czynników ezoterycznych i okultystycznych. Oczywiście to tylko moja, być może nieco naciągana teoria, która może mijać się z rzeczywistością, ale takie właśnie odniosłem wrażenie po przesłuchaniu „Psychosomatika”. Przejdźmy zatem teraz do zawartości muzycznej tego materiału, a ta jest wciągająca, intrygująca i konkretnie dryluje zwoje mózgowe. Szkockie trio prezentuje nam tu bowiem niespełna 28 minut wyśmienitego, mistycznego, tajemniczego, nawiedzonego Black Metalu o rytualnym szlifie. Wysoce transowa, hipnotyzująca, przesiąknięta medytacyjnym charakterem i w pewnym sensie halucynogenna to muzyka oparta na pokręconych nielicho, obrzędowych wręcz bębnach o liturgicznym charakterze, ciężkich, rozrywających, złożonych teksturach basu, gęstych, smolistych, dysonansowych, atonalnych harmoniach riffów i jadowitych, bluźnierczych, ceremonialnych wokalach. Mnóstwo zawiłych, rozbudowanych, lecz ukrytych dosyć głęboko atmosferycznych elementów wraz z podstawową warstwą muzyczną tej produkcji tworzą podniosłą, enigmatyczną, modlitewną aurę, która nadaje tym wałkom niemal oniryczną formę zacierającą granice pomiędzy rzeczywistością a sennymi wizjami. Prawdziwym jednak ukoronowaniem tej produkcji jest ostatni ze znajdujących się tu utworów będący w zasadzie jednym, wielkim, wciągającym, psychoaktywnym Dark Ambientowym rytuałem przetaczającym się po receptorach naszej świadomości. Niemal organoleptycznie odczuwamy tu ciężkie opary wonnych, sakralnych kadzideł, które malują przed słuchaczem rozmyte, nieskończenie mnogie, niekiedy groteskowe inkarnacje demonów bytujących pomiędzy życiem a śmiercią,a drzemiących w każdym człowieku.Cholernie dobry materiał, który na uwadze powinni mieć zwłaszcza fani Nightbringer, Svartidauði, Dødsengel, czy Zhrine. Na pewno będę obserwował dalsze poczynania szkockich mistyków, a tymczasem wracam zagłębić się ponownie w ten gęsty gobelin mrocznych dźwięków tkany okultystycznymi nićmi, proszę więc nie przerywać teraz pod żadnym pozorem mego transu. Dobranoc Państwu.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz