poniedziałek, 1 listopada 2021

Recenzja SPELL OF UNSEEING „Weaving Light & Shadow”

 

SPELL OF UNSEEING

„Weaving Light & Shadow” (Mcd)

Northern Silence Productions 2021

„Tkanie Światła i Cienia” to materiał przeznaczony dla wszystkich, którzy, choć odrobinkę tęsknią do pierwszych produkcji Mortiis, Fata Morgana, Vond, Neptune Towers, Wongraven, Cintecele Diavolui, czy austriackiego Pazuzu. Taką bowiem twórczość, kultywującą Old School Dungeon Synth znajdziemy na tym wydawnictwie, które swą premierę miało 24 września 2021r. pod sztandarami Northern Silence Productions. Amerykański projekt Spell of Unseeing, odpowiadający za tę płytkę, w którym mistrzem ceremonii i za który jednocześnie całą winę ponosi niejaki Unlit Presence, bardzo sprawnie porusza się po meandrach tego stylu, a jego muzyka przenosi nas we wczesne lata 90-te, gdy swe triumfy święciły „And All Was Silent…”, „Ånden Som Gjorde Opprør”, „Fjelltronen”, czy „Selvmord”, …ech, łza się kurwa w oku kręci. Usłyszymy tu zatem tworzone za pomocą syntezatorów, tajemnicze, mroczne, magiczne na swój sposób pejzaże dźwiękowe, które swobodnie i w doskonałej harmonii płyną w przestrzeni, malując przed słuchaczem obrazy zapomnianych krain, mistycznych światów i równoległych wymiarów, którymi władają istoty oddające hołd ciemności i odprawiające starożytne, zakazane rytuały. Każdy zresztą, kto zanurzy się w te dźwięki, ujrzy to, co będzie chciał. Jedni zobaczą majestatyczne zamki na skałach sięgających pod niebo, inni pokryte śniegiem lasy pełne niebezpiecznych, magicznych stworzeń, a jeszcze inny zobaczą martwą naturę, nicość, jak okiem sięgnąć, lub wielką, parującą jeszcze kupę gówna. Wszystko zależy, co zrozumiałe, od gustów i guścików indywidualnego odbiorcy, a jak wiadomo, z gustami się nie dyskutuje. Dla mnie ta płytka była niejako podróżą sentymentalną do czasów, gdy strasznie jarały mnie wydawnictwa wymienionych tu na wstępie zespołów. Teraz ma optyka muzyczna uległa pewnym przeobrażeniom i mutacjom, ale co pewien czas niezmiennie wracam do korzeni i wciąż lubię zatopić się w takich dźwiękach, choćby po to, by liznąć nieco odmiennych stanów świadomości, zresetować łepetynę i odpocząć chwilkę od metalowego łomotu. Dlatego też sporo radochy zrobiła mi ta produkcja i uważam, że to naprawdę dobry materiał, jeżeli chodzi o tradycyjnie podany Dungeon Synth starej szkoły. Jeżeli zatem drogi czytelniku lubisz, podobnie jak ja, od czasu do czasu odpłynąć wraz z muzyką w nieznane, przesłonięte mgłą tajemnicy, odległe krainy, to ten krążek jest właśnie dla Ciebie, natomiast wszyscy twardo stąpający po ziemi realiści mogą go sobie spokojnie odpuścić, dzięki temu nie będą pierdolić bzdur i wkurwiać pozostałych.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz