środa, 3 listopada 2021

Recenzja Cadaveric Fumes “Echoing Chambers Of Soul”

 

Cadaveric Fumes

“Echoing Chambers Of Soul”

Blood Harvest (2021)

Nie będę Was okłamywał moi drodzy czytelnicy, że spędziłem z tym materiałem kilka odsłuchów, bo tak nie było. Nie będę też Was okłamywał, że na debiut Cadaveric Fumes czekałem jakoś szczególnie, bo to też nieprawda. Nie zmienia to jednak faktu, że wcześniejsze Epki i demosy Francuzów zwróciły moją uwagę, bo – choć nieco wtórne – były fajną wariacją na temat twórczości Timeghoul. W przypadku „Echoing Chambers Of Soul” liczyłem na ni mniej ni więcej jak na dobre, techniczne granie w staroszkolnym stylu. Debiut Żabojadów to faktycznie spuścizna po Timeghoul, która tym razem została zepchnięta na dalszy plan stanowiąc raczej cenny ozdobnik i wisienkę na torcie zbudowanym na współczesnych schematach OSDMowego grania. Szkoda niestety, że w tym torcie zabrakło trochę smaku, przypraw i wyrazistości. Niby wszystkie składniki się tutaj zgadzają, ale finalnie mam odczucia, że temu materiałowi brakuje prawilnego, deathmetalowego pierdolnięcia. Coś tu nie bangla – niby riffy są ciężkie, zmiany tempa też są, wokal ok (choć mógłby być bardziej drapieżny moim zdaniem), nie mogę powiedzieć, że jest to materiał pozbawiony urozmaiceń, a jednak nie żre. Trochę się czuję jak na sympozjum matematyków, którzy obliczają jak stworzyć dobry deathmetalowy krążek, który będzie brudny, techniczny, a nie będzie zarazem zbyt oczywistą kalką danego artysty. Tylko w tym wszystkim gdzieś zapomnieli, że w tym ich matematycznym kościółku powinien być jakiś Bóg, jakieś życie (lub śmierć), a ja tego życia nie uświadczyłem ani na chwilę podczas tych dwóch okrążeń w odtwarzaczu. Po prostu pustka. Chciałem polubić te, materiał, słyszałem w muzyce Francuzów  wcześniej potencjał, żeby robić coś ponadprzeciętnego, ale jednak pozostałem niewzruszony do samego końca. „Echoes...” choć poprawne, a momentami nawet dobre, to przeleciało przeze mnie jak sraczka. I nie czuję potrzeby, żeby sięgnąć po ten album po raz kolejny i odkrywać w nim kolejne niuanse. Kończąc ten wywód chciałbym zaznaczyć, że „Echoes...” w żadnym wypadku nie jest płytą złą, ale obecnie rynek zalewany jest całą masą dobrych i bardzo dobrych wydawnictw, które przeżuwają deathmetalową przeszłość z większym wigorem i sercem. Trudno mi wypunktować jakieś namacalne wady tego wydawnictwa, ale też nie potrafię się szczególnie rozpisać nad wyrazistymi zaletami. Czyli wychodzi, że trochę takie poprawne i nijakie, po prostu solidnie odegrane. Dlatego też uważam, że nie jest to wydawnictwo niezbędne.

 

                                                                                                                      Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz