środa, 24 listopada 2021

Recenzja SYLVAN AWE „Transcend”

 

SYLVAN AWE

„Transcend”

Northern Silence Productions 2021

Końcówka października tego roku (a konkretnie 29 jego dzień), to czas, gdy za pośrednictwem Northern Silence Productions swój drugi album przedstawił światu australijski projekt Sylvan Awe. Nic wielkiego co prawda z tego nie wynika, gdyż gdyby ta płyta się nie ukazała, świat nadal by istniał i byłby miejscem tak samo pojebanym, jak zwykle. „Transcend” bowiem dupy nie urywa i nie wychyla się ponad rzetelną, Black Metalową przeciętność, ubarwioną nieco mniej oczywistymi zagrywkami (przynajmniej jak dla mnie). Muzyka, jaką tu słyszymy, zbudowana jest w oparciu o klasyczne korzenie gatunku, czyli konkretnie bijące beczki, zimne, chropowate riffy o sporej melodyjności i rasowy scream. Ten na wskroś klasyczny rdzeń kompozycji wzbogaca się, w zależności od potrzeb, klimatycznymi elementami, Post-Black Metalowymi strukturami z wykorzystaniem atonalnych akordów, atmosferycznymi, lżejszymi, łatwiej przyswajalnymi pasażami uciekającymi momentami w stronę muzyki progresywnej, gustownymi liniami delikatnie kosmicznego parapetu, czy też melancholijnymi, chłodnymi partiami tworzonymi przy pomocy rzeźbiącego melodyjnie wiosła. Napotkamy tu również odrobinę rozwiązań motorycznych zahaczających delikatnie o folk i niemal plemienne rytmy. Wszystko to dobrze współgra ze sobą, płytka stanowi jedną, spójną całość, więc dobrze się jej słucha, lecz dźwięki te nie zapadają jakoś specjalnie głęboko w pamięć i szybko ulatują spod pokrywki. Brzmienie ma odpowiednią ilość przestrzeni, aby każdy instrument swobodnie się wyrażał, jest zarazem dosyć surowe i ma w sobie sporą porcję jadu, jednak o jakichś  ekstremalnych doznaniach nie ma tu mowy. No i tak to właśnie jest z tym albumem, za dobry to krążek, aby nazwać go słabym, a jednocześnie trochę za słaby, aby nazwać go dobrym. Jest po prostu zwyczajnie przeciętny, a to wg mnie opcja najgorsza z możliwych, gdyż wydawnictwa przeciętne najszybciej lądują na śmietniku metalowej historii i nikt nie zawraca sobie nimi dupy. Znajdą się z pewnością zwolennicy tego krążka, którzy za te słowa powiesiliby mnie zapewne na suchej gałęzi i wypatroszyli ku przestrodze, jednak takie jest moje zdanie i nic go nie zmieni. Nie przekonuje mnie drugi długograj Sylvan Awe. Może przy okazji trzeciego podejścia sytuacja ulegnie poprawie? Przekonamy się o tym (albo i nie) za jakiś czas.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz