sobota, 20 listopada 2021

Recenzja VARGASKRI „Hyllningskväden”

 

VARGASKRI

„Hyllningskväden”

Northern Silence Productions 2021

O szwedzkim duecie Vargaskri wiadomo nie za wiele. Powstał podobno w 2006 roku, do roku 2009 stworzył trzy materiały demo, po czym poddano go hibernacji na 6 lat. Jak łatwo policzyć, horda zbudziła się ze snu Anno Bastardi 2015 i od tego czasu rozpoczęła się praca nad utworami, które ostatecznie stworzyły pierwszy, pełny album grupy, wydany w tym roku pod sztandarami Northern Silence Productions. Wygląda na to, że panowie do tytanów pracy nie należą, gdyż stworzenie 7 wałków zajęło im prawie 6 lat, ale to mało istotny szczegół, nie mam zamiaru przecież pisać o tempie, czy organizacji ich pracy, a o efekcie finalnym, czyli o muzyce, jaka znalazła się na „Hyllningskväden”, a muszę wam powiedzieć, że ta jest całkiem do rzeczy. Album ten zawiera bowiem prawie 39 minut solidnego, dobrego, szwedzkiego  Black Metalu z pogańskim szlifem, mocno inspirowanego mitologią nordycką, wyraźnie umocowanego w skandynawskiej, II fali gatunku. Usłyszymy tu zatem równe, siarczyste bębny wzmocnione wydatnie szorstkimi, dosyć głębokimi liniami basu, jadowite, zimne, intensywne riffy nasączone surowymi, melancholijnymi melodiami, agresywne, wściekłe wokale przeplatane nierzadko dobrze komponującym się z całością, czystym śpiewem i klimatyczny, zastosowany w tradycyjnym stylu z lat 90-tych parapet. Sporo tu klasycznie skonstruowanych, konkretnych, Czarcich dźwięków o bluźnierczym charakterze, ale znalazło się tu także niemal tyle samo miejsca na nieco spokojniejsze w wyrazie, bardziej stonowane, atmosferyczne partie, które na zasadzie kontrastu urozmaicają tę płytkę i nadają jej chłodnego, mizantropijnego, posępnego feelingu, z którego emanuje tęsknota za minionymi już dawno czasami. Muzyka tworzona przez Vargaskri dosyć mocno kojarzy mi się z dźwiękami, jakie możemy znaleźć na produkcjach Windir i w mniejszym stopniu z niektórymi płytami Kampfar, Mithotyn, Helheim, Månegarm, Thyrfing, Vintersorg, czy Einherjer. Brzmi ten materiał całkiem przyjaźnie, jest mocny, żwawy i soczysty, ale ma zarazem organiczny charakter i sporo przestrzeni, więc nie musimy specjalnie zastanawiać się, o co chodzi poszczególnym instrumentom. Panowie zdecydowanym ruchem ręki wiedzą, jak rzeźbić w klasycznej, czarnej materii, zresztą nie robią tego od wczoraj, a jeden z nich współtworzy także m.in. Bergraven, De Arma, Stilla i Sorgeldom. Dla fanów konwencjonalnego, osadzonego w stylistyce sprzed bez mała trzech dekad, klimatycznego  Black Metalu „Hyllningskväden” jest w zasadzie pozycją do obowiązkowego zakupu. Mnie też ta płytka przypadła do gustu. Nie wiem co prawda jeszcze, czy sprawię sobie jej fizyczną kopię, ale za jakiś czas na pewno do niej wrócę. Chętnie także zawieszę ucho na następnej produkcji Vargaskri.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz