„Where Silence Whispers”
Northern Silence Productions 2021
Dość
szybko uwinęli się Grecy ze swym pierwszym, pełnym albumem. W lutym tego roku
miałem okazję napisać małe co nieco o ich 4-utworowej Ep’ce „Medieval Shadows
from An Ancient Netherworld”, a już w końcówce września horda zaatakowała
ponownie, tym razem debiutanckim długograjem. No i nie wiem, czy aby duet z
Hellady zbytnio się nie pospieszył? Prawdę powiedziawszy, spodziewałem się
trochę lepszego materiału, a to, co słyszymy na „Where Silence Whispers”,
praktycznie niczym nie różni się od ich dokonań z początku roku. Można zatem założyć,
że jeżeli komuś podobały się „Średniowieczne Cienie…”, to najnowszą propozycję
Księżycowych Zaklęć może łykać w ciemno bez zastanowienia. Ponownie słyszymy tu
bowiem surowy, zimny, chropowaty Black Metal ukierunkowany zdecydowanie w
stronę skandynawskiej szkoły gatunku zbudowany na bazie siarczystej sekcji, klasycznych,
chropowatych, jadowitych, czarcich riffów nasączonych mrocznymi melodiami,
rasowych, złowrogich, ponurych wokali i parapetu, który podkręca mizantropijną,
posępną atmosferę tego krążka. Brzmienie, jakim opatrzono znajdujące się tu 6
wałków, jest oczywiście z gatunku lo-fi, ale przy całej jego surowości,
opresyjności i barbarzyńskim charakterze zachowano tu odpowiednią dawkę
przestrzeni, więc nie trzeba domyślać się, co grają poszczególne instrumenty. Słucha
się tej płytki całkiem przyjemnie, sporo tu agresji, wściekłości i piekielnych
wyziewów, ale jest też miejsce na duszny, złowróżbny, zabarwiony okultyzmem,
mistyczny, z lekka wisielczy klimat, jaki unosi się nad tą produkcją. No i
wszystko niby cacy, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że konsumuję odgrzewane
na starym tłuszczu kotlety. Ten krążek, gdzieś tak w połowie czasu jego trwania
zaczyna się robić przewidywalny, a co za tym idzie lekko nudnawy. Melodie, choć
nasiąknięte ciemnością są zbyt mocno do siebie podobne, a linie klawisza także
rzeźbią powtarzalnie i jednowymiarowo. Stąd też moja wcześniejsza sugestia, że
być może Lunar Spells trochę się pospieszyli i ten krążek ukazał się za szybko?
Choć z drugiej strony, jeżeli materiał był gotowy, to po chuj było czekać? Fani
tradycyjnie podanej diabelszczyzny i tak łykną ten krążek niczym pelikany, gdyż
w swej klasie to bardzo rzetelna i fachowa produkcja, a recenzenci trochę
ponarzekają, a za chwilę i tak będą się pastwić nad inną płytą. Może więc to ja
zbyt dużo oczekiwałem po pierwszym pełniaku Greków i dlatego czuję lekki zawód?
Odpowiedź na to pytanie przyniesie zapewne drugi, duży album tej hordy, ale na
to przyjdzie mi chyba trochę poczekać, a może stanie się to szybciej, niż
myślę? Czas pokaże…
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz