niedziela, 7 listopada 2021

Recenzja LUNAR SPELLS „Where Silence Whispers”

 

LUNAR SPELLS

„Where Silence Whispers”

Northern Silence Productions 2021

Dość szybko uwinęli się Grecy ze swym pierwszym, pełnym albumem. W lutym tego roku miałem okazję napisać małe co nieco o ich 4-utworowej Ep’ce „Medieval Shadows from An Ancient Netherworld”, a już w końcówce września horda zaatakowała ponownie, tym razem debiutanckim długograjem. No i nie wiem, czy aby duet z Hellady zbytnio się nie pospieszył? Prawdę powiedziawszy, spodziewałem się trochę lepszego materiału, a to, co słyszymy na „Where Silence Whispers”, praktycznie niczym nie różni się od ich dokonań z początku roku. Można zatem założyć, że jeżeli komuś podobały się „Średniowieczne Cienie…”, to najnowszą propozycję Księżycowych Zaklęć może łykać w ciemno bez zastanowienia. Ponownie słyszymy tu bowiem surowy, zimny, chropowaty Black Metal ukierunkowany zdecydowanie w stronę skandynawskiej szkoły gatunku zbudowany na bazie siarczystej sekcji, klasycznych, chropowatych, jadowitych, czarcich riffów nasączonych mrocznymi melodiami, rasowych, złowrogich, ponurych wokali i parapetu, który podkręca mizantropijną, posępną atmosferę tego krążka. Brzmienie, jakim opatrzono znajdujące się tu 6 wałków, jest oczywiście z gatunku lo-fi, ale przy całej jego surowości, opresyjności i barbarzyńskim charakterze zachowano tu odpowiednią dawkę przestrzeni, więc nie trzeba domyślać się, co grają poszczególne instrumenty. Słucha się tej płytki całkiem przyjemnie, sporo tu agresji, wściekłości i piekielnych wyziewów, ale jest też miejsce na duszny, złowróżbny, zabarwiony okultyzmem, mistyczny, z lekka wisielczy klimat, jaki unosi się nad tą produkcją. No i wszystko niby cacy, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że konsumuję odgrzewane na starym tłuszczu kotlety. Ten krążek, gdzieś tak w połowie czasu jego trwania zaczyna się robić przewidywalny, a co za tym idzie lekko nudnawy. Melodie, choć nasiąknięte ciemnością są zbyt mocno do siebie podobne, a linie klawisza także rzeźbią powtarzalnie i jednowymiarowo. Stąd też moja wcześniejsza sugestia, że być może Lunar Spells trochę się pospieszyli i ten krążek ukazał się za szybko? Choć z drugiej strony, jeżeli materiał był gotowy, to po chuj było czekać? Fani tradycyjnie podanej diabelszczyzny i tak łykną ten krążek niczym pelikany, gdyż w swej klasie to bardzo rzetelna i fachowa produkcja, a recenzenci trochę ponarzekają, a za chwilę i tak będą się pastwić nad inną płytą. Może więc to ja zbyt dużo oczekiwałem po pierwszym pełniaku Greków i dlatego czuję lekki zawód? Odpowiedź na to pytanie przyniesie zapewne drugi, duży album tej hordy, ale na to przyjdzie mi chyba trochę poczekać, a może stanie się to szybciej, niż myślę? Czas pokaże…

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz