SPELLFORGER
„Upholders
of Evil” (Ep)
Personal
Records 2021
Patrząc
na logo i front cover tegorocznej Ep’ki indonezyjskiego SpellForger
spodziewałem się raczej usłyszeć tu muzę utrzymaną w klimatach Power/Heavy
Metalowych, a tymczasem chłopaki zrobili mi psikusa i dojebali prosto w ryj
rasowym, korzennym, wyrywającym z buciorów Thrash/Speed/Black Metalem
zatopionym głęboko w latach 80-tych. Od samego początku rżną panowie, aż miło i
nie pierdolą się w tańcu, więc sześć wałków, jakie znajduje się na „Upholders…”
potrafi spuścić słuchaczowi solidny łomot. Surowe beczki sieją cudowny,
klasyczny rozpierdol, gruby, chropowaty bas wywraca wnętrzności, jadowite,
ziarniste, ząbkowane riffy, będące wręcz uwielbieniem dla klasycznego metalu
sprzed czterech dekad rozrywają w piździec, piłujące solówki o tradycyjnej,
Heavy Metalowej melodyce tną ciało aż do kości, a szorstkie, bluźniercze wokale
na prawo i lewo plują żółcią i żrącym kwasem. Słychać wyraźne inspiracje
dźwiękami, jakie znalazły się na „Haunting the Chapel” wiadomo kogo, ale
wczesne produkcje Dark Angel, Sarcofago, Possessed, czy Sepultura także
odcisnęły na zespole swoje piętno. Podobnie, jak zawarta tu muzyka, tak i
brzmienie jest siarczyste, bezkompromisowe, barbarzyńskie i pierwotnie surowe,
wiec każdy z tych sześciu wałków wykurw ma okrutny i poniewiera bezlitośnie.
Oryginalności w twórczości SpellForger tyle, co alkoholu w zielonej herbacie,
ale czuć w tej muzie szczerość i pasję, oraz emanuje z niej czyste, nieskażone,
autentyczne, pradawne zło. W chuj niszczący materiał, który zbeształ mnie straszliwie.
Żałuję tylko, że ta produkcja trwa jedynie nieco ponad 21 minut, no ale w końcu
jakąś jedną wadę, to ona może mieć. Czekam zatem z niecierpliwością na kolejny,
diabelski rozpierdol z obozu
SpellForger. Mam nadzieję, że tym razem będzie to już pełny album i że
podobnie, jak „Upholders of Evil” rozjebie mnie niczym rozrzutnik gnój po polu.
Jak dla mnie płytka do obowiązkowego zakupu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz