Snaum
"Selfmadeself"
Independent 2021
Mówi się,
że reklama dźwignią handlu. Coś w tym chyba jest, bowiem promówka
debiutanckiego materiału Snaum leżała sobie u mnie na dysku już jakiś czas i
pewnie gdyby nie dość natrętne bombardowanie mnie całkiem intrygującą okładką w
mediach społecznościowych poleżałaby sobie jeszcze kto wie jak długo.
Postanowiłem jednak "odhaczyć" zespół i, jak to już niejednokrotnie
bywało, zabawiłem przy tych dźwiękach na dłużej. Panowie ze stolicy grają z
lekka eksperymentalny black metal. Nie że zaraz wymyślają proch na nowo, bo ich
awangarda ogranicza się do wrzucania w czarny kocioł inspiracji, które
towarzyszyły nowej fali gatunku już od dawna. Mam tu na myśli przede wszystkim
niesamowicie nastrojowe noise'owo ambientowe tła, nadające muzyce
nieprzeciętnego klimatu i zalewające uszy czarna mazią. Zaskoczyło mnie jednak
co innego, a mianowicie pojawiające się choćby w "Colossus"
elementy posthardcorowe. Momentalnie skojarzyły mi się z ostatnią płytą Plebeian
Grandstand , którą to podniecałem się tutaj dosłownie kilka tygodni temu. To
dodanie skoczności i charakterystycznego rytmu potęguje w tym przypadku siłę
przekazu i absolutnie nie nasuwa bezpośrednich porównań do kapel w krótkich
spodenkach i czapeczkach z daszkiem. Zresztą tego tupu fragmentów nie ma zbyt
wielu, bo główny nacisk położono na niespieszne budowanie klimatu i napięcia.
Zespół bardzo umiejętnie wprowadza do swoich utworów różnego rodzaju
urozmaicacze i stara się, by każdy z nich był inny a jednocześnie stanowił
element konceptu. "Breathe" na przykład dla odmiany mocno kojarzy mi
się z Furiowym księżycem, niby jest dość minimalistyczny ale wciąga jak czarna
dziura i wywołuje nieziemski nastrój. Jeśli podoba wam się to, co z black
metalem robi rodzimy Thaw, to wskazane jest, byście także tym pięciu
kompozycjom dali szansę. Słychać, że Snaum maja pomysł na granie i, co mnie
przekonuje najbardziej, nie czuję tu żadnej napinki czy silenia się na
wymuszoną awangardę. Kolejne dźwięki bardzo zgrabnie się zazębiają tworząc
materiał urozmaicony, ciekawy i przede wszystkim mocno uzależniający. Osoba
odpowiedzialna za kręcenia gałkami podczas rejestracji "Selfmadeself"
też najwyraźniej dokładnie wiedziała co czyni, bo brzmienie jest tu pełne i
przestrzenne. Jedyne co mi nie do końca leży, to barwa głosu wokalisty, ale po
kilku odsłuchach nawet ten element przestaje drażnić. Kurcze, świetnie to
płynie i naprawdę szkoda, że nikt nie zdecydował się na wydanie tej EP-ki w
fizycznej formie. Ode mnie wielkie brawa dla chłopaków i czekam na więcej.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz