piątek, 26 listopada 2021

Recenzja Snaum "Selfmadeself"

 

Snaum

"Selfmadeself"

Independent 2021

Mówi się, że reklama dźwignią handlu. Coś w tym chyba jest, bowiem promówka debiutanckiego materiału Snaum leżała sobie u mnie na dysku już jakiś czas i pewnie gdyby nie dość natrętne bombardowanie mnie całkiem intrygującą okładką w mediach społecznościowych poleżałaby sobie jeszcze kto wie jak długo. Postanowiłem jednak "odhaczyć" zespół i, jak to już niejednokrotnie bywało, zabawiłem przy tych dźwiękach na dłużej. Panowie ze stolicy grają z lekka eksperymentalny black metal. Nie że zaraz wymyślają proch na nowo, bo ich awangarda ogranicza się do wrzucania w czarny kocioł inspiracji, które towarzyszyły nowej fali gatunku już od dawna. Mam tu na myśli przede wszystkim niesamowicie nastrojowe noise'owo ambientowe tła, nadające muzyce nieprzeciętnego klimatu i zalewające uszy czarna mazią. Zaskoczyło mnie jednak co innego, a mianowicie  pojawiające się choćby w "Colossus" elementy posthardcorowe. Momentalnie skojarzyły mi się z ostatnią płytą Plebeian Grandstand , którą to podniecałem się tutaj dosłownie kilka tygodni temu. To dodanie skoczności i charakterystycznego rytmu potęguje w tym przypadku siłę przekazu i absolutnie nie nasuwa bezpośrednich porównań do kapel w krótkich spodenkach i czapeczkach z daszkiem. Zresztą tego tupu fragmentów nie ma zbyt wielu, bo główny nacisk położono na niespieszne budowanie klimatu i napięcia. Zespół bardzo umiejętnie wprowadza do swoich utworów różnego rodzaju urozmaicacze i stara się, by każdy z nich był inny a jednocześnie stanowił element konceptu. "Breathe" na przykład dla odmiany mocno kojarzy mi się z Furiowym księżycem, niby jest dość minimalistyczny ale wciąga jak czarna dziura i wywołuje nieziemski nastrój. Jeśli podoba wam się to, co z black metalem robi rodzimy Thaw, to wskazane jest, byście także tym pięciu kompozycjom dali szansę. Słychać, że Snaum maja pomysł na granie i, co mnie przekonuje najbardziej, nie czuję tu żadnej napinki czy silenia się na wymuszoną awangardę. Kolejne dźwięki bardzo zgrabnie się zazębiają tworząc materiał urozmaicony, ciekawy i przede wszystkim mocno uzależniający. Osoba odpowiedzialna za kręcenia gałkami podczas rejestracji "Selfmadeself" też najwyraźniej dokładnie wiedziała co czyni, bo brzmienie jest tu pełne i przestrzenne. Jedyne co mi nie do końca leży, to barwa głosu wokalisty, ale po kilku odsłuchach nawet ten element przestaje drażnić. Kurcze, świetnie to płynie i naprawdę szkoda, że nikt nie zdecydował się na wydanie tej EP-ki w fizycznej formie. Ode mnie wielkie brawa dla chłopaków i czekam na więcej.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz