wtorek, 2 listopada 2021

Recenzja Dakhma „Blessings of Amurdad”

 

Dakhma

„Blessings of Amurdad”

Eisenwald 2021

Zanim włożycie najnowszy, drugi długogrający materiał Dakhma do odtwarzacza, spójrzcie na okładkę i przyjrzyjcie się jej uważnie. Zastanówcie się jednocześnie, czy aby na pewno jest to miejsce do którego pragniecie się udać. Bo gwarantuję, że jeśli wkroczycie do, tradycyjnie już w przypadku zespołu, inspirowanego Zaratusztrianizmem świata, to tak, jakbyście znaleźli się w samym centrum burzy piaskowej. Szwajcarski duet przez siedem lat bytowania na scenie stał się rozpoznawalną marką i wykreował tylko dla siebie charakterystyczny, rozpoznawalny styl a nowe wydawnictwo jest jego konsekwentną kontynuacją. Zatem spodziewać się możecie muzyki niełatwej, która w pierwszej chwili może nawet poniekąd zniechęcać. Należy ją bowiem trawić powoli i pozwalać by krok po kroku odsłaniała przed wami swoje perskie tajemnice. W zamieszczonych na płycie ośmiu rozdziałach dzieje się sporo, a że panowie unikają tanich sztuczek i łatwo wpadających w ucho melodii, satysfakcja z oswojenie się z kolejnymi niebanalnymi częściami układanki jest podwójna. Rdzeń Dakhma nadal stanowi death metal, głównie w średnich tempach, czasem schodzący w otchłań grobowego doom metalu albo polewany blackmetalowym sosem, jednak duszny, rytualny klimat tych nagrań wzbogacany pojawiającymi się dość często orientalnymi smaczkami sprawia, że ta muzyka jest jedyna w swoim rodzaju. Aczkolwiek nie twierdzę, że nic podobnego nie zostało nigdy wcześniej zagrane. Pamiętacie jakim szokiem był swojego czasu debiut Orphaned Land? Obcowanie z „Blessings of Amurdad” jest niczym osobista wizyta u starego mędrca opowiadającego pradawne legendy przy nocnym ognisku na środku pustyni. Aby dopełnić obrazu całości materiał ten został bardzo starannie wyprodukowany i brzmi odpowiednio ciężko i czytelnie, ale pozostawiono na nim także niezbędne pokłady brudu. Warstwa wokalna jest natomiast dość złożona, z licznymi nakładkami, balansująca między growlem i śpiewem, doskonale się wzajemnie uzupełniającymi, opowiadającymi historie w taki sposób, że poza przekazem lirycznym funkcjonują także na zasadzie dodatkowego instrumentu. Ciężko mi doszukać się na „Blessings of Amurdad” jakichkolwiek znaczących mankamentów, gdyż jest to album z gatunku tych, które dość długo rosną, a jak już ostatecznie dojrzeją to nie sposób się od nich uwolnić. Wracam do tej płyty systematycznie od dobrych kilku miesięcy i nadal robi na mnie tak samo silne wrażenie. Zatem zachęcać do zapoznania się z nią chyba nikogo już dłużej nie muszę. Ale, jak już wspomniałem, zastanówcie się, czy na pewno macie dość sił by eksplorować ten perski deathmetalowy krajobraz.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz