Dakhma
„Blessings
of Amurdad”
Eisenwald 2021
Zanim włożycie najnowszy, drugi długogrający
materiał Dakhma do odtwarzacza, spójrzcie na okładkę i przyjrzyjcie się jej
uważnie. Zastanówcie się jednocześnie, czy aby na pewno jest to miejsce do
którego pragniecie się udać. Bo gwarantuję, że jeśli wkroczycie do, tradycyjnie
już w przypadku zespołu, inspirowanego Zaratusztrianizmem świata, to tak,
jakbyście znaleźli się w samym centrum burzy piaskowej. Szwajcarski duet przez
siedem lat bytowania na scenie stał się rozpoznawalną marką i wykreował tylko
dla siebie charakterystyczny, rozpoznawalny styl a nowe wydawnictwo jest jego
konsekwentną kontynuacją. Zatem spodziewać się możecie muzyki niełatwej, która
w pierwszej chwili może nawet poniekąd zniechęcać. Należy ją bowiem trawić
powoli i pozwalać by krok po kroku odsłaniała przed wami swoje perskie
tajemnice. W zamieszczonych na płycie ośmiu rozdziałach dzieje się sporo, a że
panowie unikają tanich sztuczek i łatwo wpadających w ucho melodii, satysfakcja
z oswojenie się z kolejnymi niebanalnymi częściami układanki jest podwójna.
Rdzeń Dakhma nadal stanowi death metal, głównie w średnich tempach, czasem
schodzący w otchłań grobowego doom metalu albo polewany blackmetalowym sosem,
jednak duszny, rytualny klimat tych nagrań wzbogacany pojawiającymi się dość
często orientalnymi smaczkami sprawia, że ta muzyka jest jedyna w swoim
rodzaju. Aczkolwiek nie twierdzę, że nic podobnego nie zostało nigdy wcześniej
zagrane. Pamiętacie jakim szokiem był swojego czasu debiut Orphaned Land?
Obcowanie z „Blessings of Amurdad” jest niczym osobista wizyta u starego mędrca
opowiadającego pradawne legendy przy nocnym ognisku na środku pustyni. Aby
dopełnić obrazu całości materiał ten został bardzo starannie wyprodukowany i
brzmi odpowiednio ciężko i czytelnie, ale pozostawiono na nim także niezbędne pokłady
brudu. Warstwa wokalna jest natomiast dość złożona, z licznymi nakładkami,
balansująca między growlem i śpiewem, doskonale się wzajemnie uzupełniającymi,
opowiadającymi historie w taki sposób, że poza przekazem lirycznym funkcjonują
także na zasadzie dodatkowego instrumentu. Ciężko mi doszukać się na „Blessings
of Amurdad” jakichkolwiek znaczących mankamentów, gdyż jest to album z gatunku
tych, które dość długo rosną, a jak już ostatecznie dojrzeją to nie sposób się
od nich uwolnić. Wracam do tej płyty systematycznie od dobrych kilku miesięcy i
nadal robi na mnie tak samo silne wrażenie. Zatem zachęcać do zapoznania się z
nią chyba nikogo już dłużej nie muszę. Ale, jak już wspomniałem, zastanówcie
się, czy na pewno macie dość sił by eksplorować ten perski deathmetalowy
krajobraz.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz