WITH ALL MY HATE
„Impaired
Existence”
Amputated
Vein Records 2021
Hiszpański With All My Hate
poznałem w 2014 roku, przy okazji drugiego pełniaka zespołu zatytułowanego
„Deeds of Voracity”, gdy projekt ten był
jeszcze one man bandem rzeźbiącym prosty w wyrazie Brutal Death Metal oparty na
syntetycznie napierdalających beczkach, stworzonych oczywiście przy pomocy
automatu, rozrywającym brutalnie, prostym basie, równie nieskomplikowanych, ale
patroszących okrutnie riffach i wokalizach, których nie powstydziłby się ryjący
w odchodach, rasowy knur. Jak już wspomniałem, nieco siermiężny był to
materiał, ale brutalności, okrucieństwa i pewnego barbarzyńskiego uroku nie sposób było mu odmówić. Minęło parę lat i
oto jeszcze w pierwszej połowie tego roku ukazał się czwarty już album grupy,
która w tej chwili tworzy jako duet. Nie mogłem sobie zatem odmówić
sprawdzenia, co tam aktualnie stworzył zespół na płytce wydanej przez Amputated
Vein Records. Po wysłuchaniu „Impaired…” powiem Wam szczerze, że nie wiem,
które oblicze zespołu wolałem bardziej, czy to z 2014 roku, czy też to
tegoroczne? Wcześniej rządziła bowiem szczera, niepohamowana, z pewnością
niedoskonała technicznie i nieco naiwna brutalność i wszechobecne okrucieństwo,
teraz natomiast, choć słychać duże postępy, jeżeli chodzi o warsztat techniczny
i kompozytorsko-aranżacyjny, to muzie With All My Hate w znacznym stopniu
zmiękła rura. Zdecydowanie więcej na tej płycie melodyjnych, łatwiej
przyswajalnych zagrywek i choć zanurzonego momentami w cuchnącym bagnie
rozkładu, bezkompromisowego grania też tu nie brakuje, to jednak nie tego
oczekiwałem po nowym albumie Hiszpanów i czuję lekki zawód. Liczyłem, na
totalny wpierdol, który zmasakruje mnie solidnie, a otrzymałem jedynie nieco
mocniejsze klapsy, od których co najwyżej z nosa poleci jucha, ale nic poza
tym. Beczki nadal bowiem puszczone są z trupa i choć są bardziej dopracowane i
więcej czasu poświęcono na dobranie lepszego brzmienia, to jednak cały czas
słychać w nich syntetyczną naturę. Bardzo duży postęp słychać natomiast, jeżeli
chodzi o pracę wioseł. Riffy są ciekawsze, zdecydowanie bardziej techniczne i
potrafią sponiewierać okrutnie, jednak miejscami nieco giną w całkowicie
zbędnych na tym albumie, mulistych melodiach, które moim skromnym zdaniem
niewiele wnoszą do tej produkcji poza tym, że w znacznym stopniu ją
rozmiękczają. Wokale ryją zawodowo, choć również w tym elemencie oczekiwałbym
więcej niskich, gardłowych growli, gdyż te w średnich rejestrach szału nie
robią. Brzmienie całości również wymagałoby pewnych korekt, gdyż sound
„Impaired…” jest dziwnie zamglony i przydymiony, brakuje mu intensywności i
soczystego, mięsnego charakteru. Podsumowując zatem: „Upośledzona Egzystencja”
to z pewnością najlepsza pod względem technicznym płyta With All My Hate, ale
jeżeli chodzi o bezkompromisowość i brutalność, to zdecydowanie wygrywały
pierwsze wydawnictwa grupy. Logicznym krokiem byłoby zatem połączenie starego z
nowym, a zatem obecnej techniki z wcześniejszym, nieokiełznanym bestialstwem i
żywię nadzieję, że właśnie taką, nasyconą okrucieństwem, ale zarazem
zaawansowaną technicznie muzykę usłyszę na następnej
produkcji andaluzyjskiego duetu. Do roboty panowie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz