niedziela, 14 listopada 2021

Recenzja WITH ALL MY HATE „Impaired Existence”

 

WITH ALL MY HATE

„Impaired Existence”

Amputated Vein Records 2021

Hiszpański With All My Hate poznałem w 2014 roku, przy okazji drugiego pełniaka zespołu zatytułowanego „Deeds of  Voracity”, gdy projekt ten był jeszcze one man bandem rzeźbiącym prosty w wyrazie Brutal Death Metal oparty na syntetycznie napierdalających beczkach, stworzonych oczywiście przy pomocy automatu, rozrywającym brutalnie, prostym basie, równie nieskomplikowanych, ale patroszących okrutnie riffach i wokalizach, których nie powstydziłby się ryjący w odchodach, rasowy knur. Jak już wspomniałem, nieco siermiężny był to materiał, ale brutalności, okrucieństwa i pewnego barbarzyńskiego uroku  nie sposób było mu odmówić. Minęło parę lat i oto jeszcze w pierwszej połowie tego roku ukazał się czwarty już album grupy, która w tej chwili tworzy jako duet. Nie mogłem sobie zatem odmówić sprawdzenia, co tam aktualnie stworzył zespół na płytce wydanej przez Amputated Vein Records. Po wysłuchaniu „Impaired…” powiem Wam szczerze, że nie wiem, które oblicze zespołu wolałem bardziej, czy to z 2014 roku, czy też to tegoroczne? Wcześniej rządziła bowiem szczera, niepohamowana, z pewnością niedoskonała technicznie i nieco naiwna brutalność i wszechobecne okrucieństwo, teraz natomiast, choć słychać duże postępy, jeżeli chodzi o warsztat techniczny i kompozytorsko-aranżacyjny, to muzie With All My Hate w znacznym stopniu zmiękła rura. Zdecydowanie więcej na tej płycie melodyjnych, łatwiej przyswajalnych zagrywek i choć zanurzonego momentami w cuchnącym bagnie rozkładu, bezkompromisowego grania też tu nie brakuje, to jednak nie tego oczekiwałem po nowym albumie Hiszpanów i czuję lekki zawód. Liczyłem, na totalny wpierdol, który zmasakruje mnie solidnie, a otrzymałem jedynie nieco mocniejsze klapsy, od których co najwyżej z nosa poleci jucha, ale nic poza tym. Beczki nadal bowiem puszczone są z trupa i choć są bardziej dopracowane i więcej czasu poświęcono na dobranie lepszego brzmienia, to jednak cały czas słychać w nich syntetyczną naturę. Bardzo duży postęp słychać natomiast, jeżeli chodzi o pracę wioseł. Riffy są ciekawsze, zdecydowanie bardziej techniczne i potrafią sponiewierać okrutnie, jednak miejscami nieco giną w całkowicie zbędnych na tym albumie, mulistych melodiach, które moim skromnym zdaniem niewiele wnoszą do tej produkcji poza tym, że w znacznym stopniu ją rozmiękczają. Wokale ryją zawodowo, choć również w tym elemencie oczekiwałbym więcej niskich, gardłowych growli, gdyż te w średnich rejestrach szału nie robią. Brzmienie całości również wymagałoby pewnych korekt, gdyż sound „Impaired…” jest dziwnie zamglony i przydymiony, brakuje mu intensywności i soczystego, mięsnego charakteru. Podsumowując zatem: „Upośledzona Egzystencja” to z pewnością najlepsza pod względem technicznym płyta With All My Hate, ale jeżeli chodzi o bezkompromisowość i brutalność, to zdecydowanie wygrywały pierwsze wydawnictwa grupy. Logicznym krokiem byłoby zatem połączenie starego z nowym, a zatem obecnej techniki z wcześniejszym, nieokiełznanym bestialstwem i żywię nadzieję, że właśnie taką, nasyconą okrucieństwem, ale zarazem zaawansowaną technicznie muzykę usłyszę na następnej produkcji andaluzyjskiego duetu. Do roboty panowie.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz