piątek, 24 czerwca 2022

Recenzja GELURE „Into the Chesfern Wood” „The Candlelight Tomes”

 

GELURE

„Into the Chesfern Wood”

„The Candlelight Tomes”


Northern Silence Productions 2022

 


W przypadku australijskiego projektu Gelure zdecydowałem się na taki sam ruch jak w przypadku Au Clair De Lune. Postanowiłem mianowicie za jednym pociągnięciem pióra zrecenzować dwa albumy, za które odpowiada w całości Secluded Wizard. Przyczyny były takie same, jak w poprzednim wypadku, czyli ta sama wytwórnia odpowiada za ich wydanie, a i sama muzyka na nich zawarta niewiele się od siebie różni. Po cóż zatem pisać praktycznie to samo w dwóch, oddzielnych recenzjach? No dobra, nie pierdolmy zatem, jeno pijmy wódkę, czyli pora przejść do sedna sprawy, a więc do dźwięków, jakie napotkamy na tych płytkach. Zarówno „Into…”, jak i „The Candlelight…” to krążki, które wypełnia ulepiony w tradycyjny sposób Dungeon Synth/Neoclassical. Napotkamy tu zatem majestatyczne, mroczne, klawiszowe pływy, które przelewają się gęstym strumieniem ponad delikatnie zaznaczonymi smyczkami i głębokimi uderzeniami rytualnego bębna. Nie mogło oczywiście zabraknąć na tych produkcjach prastarych zaklęć i delikatnej mgiełki pieśni chóralnych, które podkreślają klasyczną atmosferę nostalgii i starożytnej tajemnicy. Ponad wszystkim unoszą się jednak samotne, meandrujące pomiędzy nasączonymi ciemnością teksturami każdej kompozycji, ponure melodie. Zabierają one słuchacza w mistyczną podróż do dawno zapomnianego świata pełnego magii, lochów, ogromnych, przeklętych, opuszczonych ruin, głębokich, przepastnych lasów, strzelistych zamków warownych, oszronionych, lodowych szczytów i mitycznych stworzeń. Każdy, kto lubi takie klimaty, obie produkcje Gelure łyknie niczym pelikan i spędzi w ich towarzystwie zapewne długie godziny. A z tą muzą naprawdę można popłynąć. Dawno nie słyszałem tak dobrych albumów w tym jakby jednak nie spojrzeć, dosyć eklektycznym gatunku. Z drugiej jednak strony, jakoś specjalnie ostatnimi czasy nie penetrowałem tych klimatów. Kiedyś płyt z taką muzyką słuchałem zdecydowanie więcej. Twórczość Gelure podoba mi się jednak z jeszcze jednego powodu. Dla mnie w pewnym stopniu jest to podróż sentymentalna do czasów, gdy jarałem się pierwszymi produkcjami Mortiis, Dargaard, Pazuzu, Vond, Neptune Towers, czy Die Verbannten Kinder Evas. Ech, łza się kurwa w oku kręci… Wiecie już więc, co usłyszycie na tych krążkach i tylko od Was zależy, czy będziecie chcieli zanurzyć się w zapomniane otchłanie, malowane dźwiękami czarodzieja z Antypodów.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz