wtorek, 21 czerwca 2022

Recenzja Mortuus „Diablerie”

 

Mortuus (SWE)

„Diablerie”

W.T.C. Productions 2022

Niezbyt często Mortuus zaszczyca swoich odbiorców swoimi wydawnictwami. Od początku swojej kariery, która miała miejsce w 2003 roku, do dzisiaj wydali zaledwie trzy duże płyty. Z trzecią i zarazem najnowszą produkcją możemy obcować, za sprawą W.T.C. Productions, już od czternastego czerwca. To co szwedzcy muzycy zawarli na swoim ostatnim albumie jest kontynuacją koncepcji, jaką obrali kilkanaście lat temu. W porównaniu do poprzedniej „Grape Of The Vine” brzmienie zostało nieco zagęszczone, strojenie straciło trochę na ostrości, ale za to stało się bardziej ziarniste. Szwedzi z zabójczą upartością trzymają się swojego pomysłu na black metal. Za pomocą swoich instrumentów kreślą spokojnie płynące riffy, które hipnotyzują niczym w latach dziewięćdziesiątych. Tempa zmieniają się rzadko. Poza drugim utworem dominuje wolna motoryka, która przelotnie przyspiesza, aby zrazu wyhamować do zera i przeobrazić się w łagodny przerywnik, przełamujący dość jednostajny charakter każdego z kawałków. Całość jest dostatecznie klimatyczna, co podbijają nienachalne klawisze, które również za pomocą mrocznych melodii, dodają epickości. Wydźwięk „Diablerie” cechuje się ponurą, ale też depresyjną atmosferą. Powoli i ustawicznie zaciska się wokół słuchacza, zupełnie jak trujący bluszcz, chcąc pozbawić powietrza i tym samym odebrać życie. Tak więc świeży krążek byłych członków Ondskapt i Ofermod, to 43 minuty mozolnego, a może nawet wręcz, doomowego black metalu, który czasami pojawia się na rynku, lecz odnoszę wrażenie, że tylko incydentalnie. Może to i dobrze, bo zalew tego typu muzyki, niskociśnieniowców mógłby uśpić na wieki, a tak jest miłą odskocznią od agresywniejszych tonów i nie brak mu diabelskości. Jest równie zimny i nieludzki jak jego „kuzyni”. Jeśli nie mieliście okazji się zapoznać, polecam bardzo.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz