środa, 29 czerwca 2022

Recenzja Hatefrost "Darkness Surrounds the Frozen Eternity"

 Hatefrost

"Darkness Surrounds the Frozen Eternity"

Werewolf Prod. 2022

Hatefrost poznałem całkiem niedawno, recenzując tutaj ich split z Wolfenburg. Nie był to zły materiał, ale by w pełni ocenić wartość tego projektu, dziś postanowiłem sprawdzić go na dłuższym dystansie. "Darkness Surrounds the Frozen Eternity" to drugi album tworu, o którym tak naprawdę niewiele wiadomo. Natomiast kurs obrany przez muzyków jest chyba dość mocno ugruntowany, bowiem zawartość omawianego krążka niczym praktycznie nie różni się od numerów ze wspomnianego splitu. Zatem przez około czterdzieści minut obcujemy z czymś jasno i wyraźnie wyrażonym w samej nazwie zespołu - mroźną nienawiścią. Stylistycznie znajdujemy się w Skandynawii w połowie lat dziewięćdziesiątych, a konkretniej w bardzo surowej wersji black metalu, chyba najbardziej przypominającej styl fiński. Przodują proste, bzyczące, powtarzane wielokrotnie tremolo, budujące klimat wiecznej zimy i pokrywającego świat szronu. Nad całością rozpościera się z kolei standardowy, intensywny, choć nieco jednolity, wrzask. Nie ma tu żadnej finezji, przełamywania standardów czy niepotrzebnych ozdobników, jeśli nie liczyć instrumentalnego intro / outro. Wszystko oparte zostało o  podstawowe instrumentarium, bez kolorowania klawiszami, proste rzeźbienie w czerni i bieli. I ma to swój urok, zwłaszcza dla tych, którzy taki nieskomplikowany styl kochają. Ja oczywiście do tego grona należę, wiec narzekać nie powinienem. Trochę się jednak muszę przypierdolić, bo mam silne wrażenie, że im dłużej słucham kompozycji z "Darkness Surrounds the Frozen Eternity" tym bardziej mnie one nużą. Ich podstawową wadą jest powtarzalność. W zasadzie kolejne utwory mało różnią się od siebie, co jeszcze nie jest takie złe. Znam wiele płyt opartych na szablonie, a robiących w głowie niezły blizzard. Natomiast tutaj, gdy płyta się kończy, to w środku, w Czesiu, nie ma czego nucić, bo nic w pamięci nie zostaje. Owszem, muzyka Hatefrost przepełniona jest mizantropią i czającym się niej chłodem, lecz to jednak trochę za mało by moje serce spowił lód. Nie mówię, że ten album jest słaby. Nie powiem też jednak, iż jego brak na półce zaświadczy o czyimś bezguściu. Słuchać tego zdecydowanie się da, ale czy będę wracał? Raczej niekoniecznie. Zatem jeśli nie jesteście ortodoksyjnymi maniakami wszystkiego co w black metalu surowe, pominięcie "Darkness Surrounds the Frozen Eternity" ujmy na honorze wam nie przysporzy. Ale jak macie za dużo wolnego czasu, to sprawdzić można. 

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz