czwartek, 9 czerwca 2022

Recenzja REMETE „The Winter Silence & Forgotten Aura”(

 

REMETE

„The Winter Silence & Forgotten Aura”(Re-Issue)

Northern Silence Productions 2022


Na początek garść informacji dla tych, którzy nie mieli wcześniej styczności z australijskim Remete. Jest to solowy projekt założony przez pana D, znanego chyba najlepiej z twórczości w Woods of Desolation (choć ten jegomość swe muzyczne wizje materializował także w Unfelled, Forest Mysticismi jeszcze kilku innych zespołach). Rada najwyższa Północnej Ciszy na walnym zgromadzeniu podjęła jakiś czas temu uchwałę o wznowieniu wszystkich materiałów tego zespołu, aby nieco bardziej przybliżyć je fanom w Europie. Efektem tej właśnie decyzji jest wydawnictwo, zawierające demo z 2017 roku zwące się „Forgotten Aura”, oraz Ep’kę z roku 2018 o tytule „The Winter Silence”, nad którym to teraz nieco się pochylimy. Na początek pozwolę sobie udzielić poparcia dla Northern Silence za ponowne wydanie materiałów Remete, gdyż to naprawdę dobra muza, przy której zwłaszcza maniacy klimatycznego Black Metalu nie raz zmoczą sobie galoty. Zacznę może zatem od dupy strony, czyli od „Zapomnianej Aury”. Mimo że chronologicznie jest to pierwsze wydawnictwo Remete, tu znajduje się na końcu. Są to dwa wałki atmosferycznego, w pełni instrumentalnego, Czarciego grania, zakorzenione głęboko w tradycji gatunku. Materiał ten prowadzi ciekawie rzeźbiące w czarnej materii wiosło. Zaciągnięte mrokiem, zimowe pejzaże tworzone przez lodowate, surowe riffy robią robotę. Podczas słuchania tych kompozycji niemal organoleptycznie odczuwamy bowiem prześlizgujący się po karku jęzor mrozu. Całość dopełnia równa sekcja z niezgorszym dołem. Bardzo umiejętnie D wykorzystuje także  melancholijne elementy melodyczne, które wprowadzają pomiędzy struktury tej produkcji delikatną mgiełkę tajemnicy. Trafionym w punkt posunięciem była również rezygnacja z całkowicie tu zbędnych partii wokalnych. Dzięki temu dźwięki te mogą swobodnie płynąć w przestrzeń i nic nie zakłóca przenikających słuchacza, mizantropijnych, chłodnych wibracji, jakie ze sobą niosą. „Zimowa Cisza” natomiast, czyli cztery utwory rozpoczynające ten krążek, to granie nieco bardziej ponure i majestatyczne zarazem, będące mieszaniną gniewu, smutku i desperacji. Nadal obcujemy z doskonałymi, zimnymi riffami (praca gitary, to jak dla mnie ponownie gwóźdź programu), jednak są one nieco bardziej złożone. Pojawiają się również akustyczne pasaże, częstsze zmiany rytmu i tonacji, więc i ciemność ma tu kilka odcieni. Więcej do powiedzenia ma również bas, co sprawia, że całość mocniej pogrążona jest w podstępnych oparach depresji. No i oczywiście jest wokal, który wzmacnia siłę wyrazu „The Winter Silence” i nadaje jej agresywniejszego wydźwięku. Northern Silence zadbała także i o to, aby ta muzyka miała odpowiednią oprawę, więc zarówno Lp, jak i 6-panelowy Cd-Digipack limitowany do 500 szt. cieszą oko. Jeżeli zatem ktoś z czytających moje wypociny darzy atencją produkcje Woods of Desolation, Saor, Fuath, Strid, czy Wędrujący Wiatr, ten tę płytkę zamawiać może praktycznie w ciemno. Rozczarowań nie przewiduję.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz