Moontower
“Unholy Crusade - Praise the
Antichrist”
Werewolf Prom. 2022
Dziś cofniemy się (no oczywiście, że do tyłu) o
niemal dwadzieścia lat. Wówczas bowiem ukazały się dwie pierwsze płyty
dolnośląskiego Moontower, które to dziś Diabłu z dupy wygrzebała krajowa
Werewolf Promotion. Oczywiście w
przypadku każdej niemal reedycji pytanie jakie sobie zadaję brzmi: czy warto?
Czy warto do tego wracać, czy warto zapoznać z tym młodzież? W końcu, czy warto
przede wszystkim marnować czas? No to już odpowiadam szybciutko, że w tym
przypadku warto. Mimo iż materiał zawarty na wspomnianym srebrnym dysku żadnych
barier nie przełamał, był na wskroś wtórny i chujowo nagrany, to… Czekaj, bo w
sumie wymieniłem w zasadzie same zalety, więc skąd to „mimo”? Przecież kiedy
rodził się black metal to tak właśnie miał brzmieć i tak do pewnego momentu brzmiał.
Nieoryginalnie, bo z Norwegii, jak to miało miejsce także w przypadku
Moontower, czerpała połowa europejskich zespołów. Brzęcząco, bo po tym co
odjebał Darkthrone nikt już nie płakał, że nie ma kasy na wypasione studio i z
premedytacją rejestrował nagrania w warunkach przypominających salkę prób.
Prosto, bo jeśli zagrany z serca, to black metal potrafi zahipnotyzować i
pokryć oczy szronem nawet jeśli dany utwór oparty jest na dwóch – trzech
chwytach i powtarzającym się w kółko tremolo. I na płytach Moontower znajdujemy
to wszystko w proporcjach jak z dziadzinego przepisu. Czuć w tych nagraniach
oddanie czarnej sztuce a płomień nienawiści aż bucha wielkim płomieniem w
kierunku chrześcijaństwa. Potęguje go szorstki, lodowaty wokal a odrobiny
majestatu dodają nieliczne, za to idealnie dopasowane interludia i introdukcje.
Oba materiały są do siebie bardzo zbliżone, zarówno pod względem produkcji co i
kompozytorskich pomysłów. Nie oznacza to, że Moontower grali monotonnie, czy
nie rozwijali się. Mam na myśli, że poniżej pewnego poziomu nie schodzili, ich
płyty były bardzo równe, pozbawione elementów nikomu do szczęścia
niepotrzebnych i w stu procentach black kurwa metalowe. Osobiście przyznam się,
iż „Praise the Apocalypse” i „Antichrist Supremacy Domain” znałem bardzo
pobieżnie i pamiętałem jak przez mgłę. Dlatego też pełen odsłuch tej reedycji
poruszył u mnie strunę nostalgii i sprawił, że zapętliłem sobie ten krążek na
dobrych kilka godzin. Dla każdego, kto kocha surowy norweski black metal a dwie
dekady temu nagrania Moontower przeoczył albo był jeszcze zbyt młody, rzeczone
wydawnictwo Werewolf to pozycja obowiązkowa. Tyle w temacie.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz