poniedziałek, 20 czerwca 2022

Recenzja Moontower “Unholy Crusade - Praise the Antichrist”

 

Moontower

“Unholy Crusade - Praise the Antichrist”

Werewolf Prom. 2022

Dziś cofniemy się (no oczywiście, że do tyłu) o niemal dwadzieścia lat. Wówczas bowiem ukazały się dwie pierwsze płyty dolnośląskiego Moontower, które to dziś Diabłu z dupy wygrzebała krajowa Werewolf Promotion.  Oczywiście w przypadku każdej niemal reedycji pytanie jakie sobie zadaję brzmi: czy warto? Czy warto do tego wracać, czy warto zapoznać z tym młodzież? W końcu, czy warto przede wszystkim marnować czas? No to już odpowiadam szybciutko, że w tym przypadku warto. Mimo iż materiał zawarty na wspomnianym srebrnym dysku żadnych barier nie przełamał, był na wskroś wtórny i chujowo nagrany, to… Czekaj, bo w sumie wymieniłem w zasadzie same zalety, więc skąd to „mimo”? Przecież kiedy rodził się black metal to tak właśnie miał brzmieć i tak do pewnego momentu brzmiał. Nieoryginalnie, bo z Norwegii, jak to miało miejsce także w przypadku Moontower, czerpała połowa europejskich zespołów. Brzęcząco, bo po tym co odjebał Darkthrone nikt już nie płakał, że nie ma kasy na wypasione studio i z premedytacją rejestrował nagrania w warunkach przypominających salkę prób. Prosto, bo jeśli zagrany z serca, to black metal potrafi zahipnotyzować i pokryć oczy szronem nawet jeśli dany utwór oparty jest na dwóch – trzech chwytach i powtarzającym się w kółko tremolo. I na płytach Moontower znajdujemy to wszystko w proporcjach jak z dziadzinego przepisu. Czuć w tych nagraniach oddanie czarnej sztuce a płomień nienawiści aż bucha wielkim płomieniem w kierunku chrześcijaństwa. Potęguje go szorstki, lodowaty wokal a odrobiny majestatu dodają nieliczne, za to idealnie dopasowane interludia i introdukcje. Oba materiały są do siebie bardzo zbliżone, zarówno pod względem produkcji co i kompozytorskich pomysłów. Nie oznacza to, że Moontower grali monotonnie, czy nie rozwijali się. Mam na myśli, że poniżej pewnego poziomu nie schodzili, ich płyty były bardzo równe, pozbawione elementów nikomu do szczęścia niepotrzebnych i w stu procentach black kurwa metalowe. Osobiście przyznam się, iż „Praise the Apocalypse” i „Antichrist Supremacy Domain” znałem bardzo pobieżnie i pamiętałem jak przez mgłę. Dlatego też pełen odsłuch tej reedycji poruszył u mnie strunę nostalgii i sprawił, że zapętliłem sobie ten krążek na dobrych kilka godzin. Dla każdego, kto kocha surowy norweski black metal a dwie dekady temu nagrania Moontower przeoczył albo był jeszcze zbyt młody, rzeczone wydawnictwo Werewolf to pozycja obowiązkowa. Tyle w temacie.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz