niedziela, 19 czerwca 2022

Recenzja RAVENOUS DEATH „Visions From the Netherworld”

 

RAVENOUS DEATH

„Visions From the Netherworld”

Memento Mori 2022

Meksyk ma zaiste wspaniałe tradycje, jeżeli chodzi o Brutalny Metal Śmierci. Nie ma bowiem chyba na tym łez padole człeka, który podważyłby miażdżące dokonania The Chasm, czy ShubNiggurath we wczesnych latach 90-tych. Przełom XX i XXI wieku to zdecydowany rozkwit tej sceny, który objawił się przytłaczającymi produkcjami Domain, Axon, Demonized, Ravager, Hacavitz, czy też Necroccultus. I do dnia dzisiejszego kraj ten co pewien czas, sukcesywnie wypluwa ze swych mrocznych trzewi kolejne zespoły rozsiewające skutecznie po świecie Death Metalową zarazę. Jedną z takich hord, które dumnie kultywują śmiertelne, meksykańskie tradycje jest bez wątpienia zespół RavenousDeath, który z początkiem tego roku przypierdolił swą drugą płytą długogrającą. A płytka to naprawdę, powiadam Wam zajebista. Muza na niej zawarta poniewiera bezlitośnie, wykorzystując całe dostępne spektrum różnych technik, jakie oferuje ta najbrutalniejsza ze sztuk. Już na swych poprzednich materiałach Wygłodniała Śmierć niszczyła bezlitośnie, jednak to, co zrobili na „Visions…”, to po prostu meksykańska masakra (niekoniecznie piłą mechaniczną) w najlepszym stylu. Nie słychać tu już tak wyraźnych inspiracji szwedzizną ze wskazaniem na Vomitory, jak to bywało na wcześniejszych materiałach zespołu. Grupa zdecydowanie bardziej uderzyła w gwałtowne, meksykańskie korzenie brutalnego napierdolu przyozdabiając ten tradycyjny rdzeń fakturami dźwięków znanymi choćby z pierwszych produkcji Morbid Angel i Death. Dodatkowo napotkamy na tym albumie także wyraźny dotyk korzennego, surowego Thrash Metalu, jaki i jadowite, zapożyczone z Black Metalu, siarczyste partie nadające całości wysoce diabelskiego charakteru. No i to była moi drodzy słuszna koncepcja, gdyż dzięki temu powstała płyta, która  w chuj rozpierdala. Beczki roznoszą tu bowiem wszystko w perzynę, bas, pełniący na tej płycie bardzo ważną rolę rozkurwia organy wewnętrzne, a zawiesiste, miazmatyczne riffy piłują bezkompromisowo i gruchoczą kości swym ciężarem. A wokale? Łoooo pnie, wokale to po prostu miazga. Nie mogę w mordę jeża wyjść z podziwu. Gardłowy ma tak głęboki, ponury growl, że ja pierdolę kokakolę. No i do tego ta surowa, rozrywająca produkcja z dotknięciem chaosu i dysharmoniczne chwilami szaleństwo. „Wizje z Zaświatów” to gwałtowny, agresywny, brutalny, bezlitosny Death Metalowy podmuch, po którego przejściu pozostaje tylko wypalona ziemia. Coś kurwa wspaniałego. Diabelnie wspaniałego!

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz