„Visions
From the Netherworld”
Memento
Mori 2022
Meksyk
ma zaiste wspaniałe tradycje, jeżeli chodzi o Brutalny Metal Śmierci. Nie ma
bowiem chyba na tym łez padole człeka, który podważyłby miażdżące dokonania The
Chasm, czy ShubNiggurath we wczesnych latach 90-tych. Przełom XX i XXI wieku to
zdecydowany rozkwit tej sceny, który objawił się przytłaczającymi produkcjami
Domain, Axon, Demonized, Ravager, Hacavitz, czy też Necroccultus. I do dnia
dzisiejszego kraj ten co pewien czas, sukcesywnie wypluwa ze swych mrocznych
trzewi kolejne zespoły rozsiewające skutecznie po świecie Death Metalową
zarazę. Jedną z takich hord, które dumnie kultywują śmiertelne, meksykańskie
tradycje jest bez wątpienia zespół RavenousDeath, który z początkiem tego roku
przypierdolił swą drugą płytą długogrającą. A płytka to naprawdę, powiadam Wam
zajebista. Muza na niej zawarta poniewiera bezlitośnie, wykorzystując całe
dostępne spektrum różnych technik, jakie oferuje ta najbrutalniejsza ze sztuk. Już
na swych poprzednich materiałach Wygłodniała Śmierć niszczyła bezlitośnie,
jednak to, co zrobili na „Visions…”, to po prostu meksykańska masakra
(niekoniecznie piłą mechaniczną) w najlepszym stylu. Nie słychać tu już tak
wyraźnych inspiracji szwedzizną ze wskazaniem na Vomitory, jak to bywało na
wcześniejszych materiałach zespołu. Grupa zdecydowanie bardziej uderzyła w
gwałtowne, meksykańskie korzenie brutalnego napierdolu przyozdabiając ten
tradycyjny rdzeń fakturami dźwięków znanymi choćby z pierwszych produkcji Morbid
Angel i Death. Dodatkowo napotkamy na tym albumie także wyraźny dotyk
korzennego, surowego Thrash Metalu, jaki i jadowite, zapożyczone z Black
Metalu, siarczyste partie nadające całości wysoce diabelskiego charakteru. No i
to była moi drodzy słuszna koncepcja, gdyż dzięki temu powstała płyta,
która w chuj rozpierdala. Beczki
roznoszą tu bowiem wszystko w perzynę, bas, pełniący na tej płycie bardzo ważną
rolę rozkurwia organy wewnętrzne, a zawiesiste, miazmatyczne riffy piłują
bezkompromisowo i gruchoczą kości swym ciężarem. A wokale? Łoooo pnie, wokale
to po prostu miazga. Nie mogę w mordę jeża wyjść z podziwu. Gardłowy ma tak
głęboki, ponury growl, że ja pierdolę kokakolę. No i do tego ta surowa,
rozrywająca produkcja z dotknięciem chaosu i dysharmoniczne chwilami
szaleństwo. „Wizje z Zaświatów” to gwałtowny, agresywny, brutalny, bezlitosny
Death Metalowy podmuch, po którego przejściu pozostaje tylko wypalona ziemia.
Coś kurwa wspaniałego. Diabelnie wspaniałego!
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz