ZOS
„The Whole Of The Body I Call ZOS”
I, Voidhanger Records 2022
Niewiele
o nich wiadomo, ale pewnym jest to, że odpowiedzialnym za powstanie tego
projektu jest niejaki Rah z narkotyczno – doomowego Doomster Reich. Ta łódzka
kapela znana jest ze swego specyficznego podejścia do muzyki metalowej. Nic
więc dziwnego, że jej członek pokusił się o pójście nieco dalej i założył ZOS. „The
Whole Of The Body I Call ZOS” to już trzecia płyta tego tercetu, o której nic nowego,
ani też specjalnie odkrywczego napisać się nie da. Ich nowy album to
kontynuacja pomysłów, które miały już miejsce na poprzednich płytach. Zatem po
raz kolejny otrzymujemy swoistą mieszaninę drone / doom metalu z
psychodelicznym ambientem, którą to raczyć się można przez niecałe 44 minuty.
Każdy z utworów to zlepek luźno pojawiających się dźwięków, wygrywanych na
„żywych” instrumentach oraz syntezatorach, które zabierają słuchacza do świata
zasnutego heroinową mgiełką, wydmuchiwaną oczywiście przez samego rogatego. Spokojne
i nastrojowe nuty płyną zwolna, tworząc mistyczną ceremonię, której ponury i
niebezpieczny klimat narasta. Kiedy osiąga on apogeum, gitary zrywają się do
„wrzasku”, atakując agresywnym riffem, z czasem przechodzącym w sataniczny noise.
Oprócz awangardowej linii melodycznej, pojawiają się również wokale, ale raczej
w oszczędnej liczbie. Użyte jednak umiejętnie i w odpowiednim momencie potęgują
tą nierzeczywistą i niepokojącą atmosferę. Do całej tej recenzji można dodać,
że nowy krążek różni się delikatnie od poprzednich, rzadszą obecnością
przesterowanych wioseł i bardziej stawia na nastrojowość, która kieruje się
delikatnie we wschodnie rejony naszego kontynentu. Co tu dużo mówić. Fanów tego
typu grania, którzy lubią odpłynąć ze słuchawkami na uszach, ZOS znowu nie
zawiódł. Ponownie wyprodukował niezłą dawkę swojej odurzającej substancji i bez
wahania wstrzyknie ją każdemu potencjalnemu odbiorcy. Strzeżcie się więc, oj
strzeżcie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz