wtorek, 7 czerwca 2022

Recenzja ARCAS „Arcas”

 

ARCAS

„Arcas”

Northern Silence Productions 2022

O Arcas wiem tyle, iż to projekt jednoosobowy, który wykonuje Atmospheric Black Metal. Założeniem jego twórcy było, aby słuchacz wraz z muzyką zawartą na tym albumie mógł nieco odpłynąć od otaczającej go rzeczywistości i wyruszyć w podróż ku krajobrazom, które swymi dźwiękami maluje tu ów zespół. Tyle, jeżeli chodzi o teorię. A czy owa teoria ma na tym krążku jakiekolwiek powiązanie z praktyką? Myślę, że można twierdząco odpowiedzieć na to pytanie. „Arcas” faktycznie wypełniony jest bowiem klimatycznym Black Metalem, z którym można udać się we wspominaną wyżej podróż, a będąc w odpowiednim nastroju,  da się nawet niezgorzej po tych pejzażach pożeglować. Od razu uprzedzam jednak, że to raczej jesienne, melancholijne plenery, które skłaniają bardziej do zadumy i refleksji nad przemijaniem, niż do zapierdalania, niczym kozica po górskich pastwiskach. Cały ciężar tej płytki oparto w zasadzie na bardzo dobrym, ciekawie rzeźbiącym wiośle i umiejętnie użytym parapecie. To właśnie te dwie składowe w głównej mierze odpowiadają tu za mglistą, tajemniczą z lekka atmosferę i chłodny, kontemplacyjny feeling tego krążka. Gitara naprawdę wyśmienicie tu płynie, operując hipnotyzującymi riffami o przygnębiających wibracjach i dopracowanymi partiami solowymi o narracyjnym charakterze. Słychać wyraźnie, że ten jegomość wie, do czego służy ów instrument z gryfem i kluczami i nie chodzi tu nawet o warsztat czysto techniczny (choć i ten jest oczywiście na wysokim poziomie), ale o wyczucie, z jakim potrafi używać strun swej „la guitarry” do tworzenia i operowania odpowiednim nastrojem. Ma chłop fach w ręku, bez dwóch zdań. Jeżeli chodzi o kreowanie atmosfery, jaka wypełnia tę płytkę, to partie wiosełka wydatnie wspomaga na niej zręcznie użyty klawisz, który, mimo że choć nieco wycofany, jest na tyle wyrazisty, aby podkręcać klimatyczny charakter riffów i czarować zarazem swą grą, tworząc zimne, nieprzeniknione gobeliny jesiennych, nostalgicznych dźwięków. Wokal również wyśmienicie wpisuje się w instrumentalną zawartość tego krążka. Pulsujący pesymizmem, zaprawiony mrokiem scream dodaje tym kompozycjom pikanterii i sprawia, że przesącza się przez nie  pewna porcja ciemności. Niestety, jak to często w przypadku takich produkcji bywa, beczki (puszczone zapewne z trupa) nieco kuleją i brzmią w kilku momentach, jakby ktoś napierdalał kijem w blachę falistą. Basteż ginie w intensywniejszych partiach (a szkoda, bo przydałyby się wówczas mocniejsze doły). Przez większą część tego materiału jakoś specjalnie te szczegóły nie przeszkadzają, ale są chwile, zwłaszcza gdy Arcas przyspiesza, że sound automatu i znikający, niczym murzyn na przejściu dla pieszych bas drażnią mnie niemożliwie. Suma summarum to jednak niezła płytka, która potrafi wciągnąć w tworzone przez siebie uniwersum i wywołać u delikwenta medytacyjny, hipnotyczny trans. Wszyscy zatem, którzy mają ochotę pobłądzić trochę po mglistych krainach przemijania i nietrwałości bytu powinni zainteresować się twórczością tego projektu, gdyż jego muza przyniesie im sporo niekłamanej satysfakcji.

 

Hatzamoth


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz