Hell
Militia
„Hollow
Void”
Season Of Mist 2022
Dziesięciu
lat potrzebowała francuska Hell Militia, aby wyjść z otchłani niebytu i znów
okazać światu swoje oblicze. Po wielu perturbacjach spowodowanych różnymi
czynnikami, począwszy od osobistych, a skończywszy na realizowaniu się jej
poszczególnych członków w innych projektach, w końcu zebrali się do kupy.
Dzięki temu mamy na rynku ich najnowszy krążek. „Hollow Void” niesie ze sobą
dziewięć numerów black metalu, wyrosłego w nieśmiertelnych latach
dziewięćdziesiątych z wyraźną domieszką nowoczesnego grania. Brzmienie
materiału nie jest jednak kopią z tamtego okresu, lecz tylko jego wypadkową. W
tym przypadku jest nieco ciężej i gęściej, całkiem wyraźna sekcja rytmiczna,
zwłaszcza dzięki idealnie słyszalnemu basowi, dodatkowej wagi całości nadaje.
Podobnie jak w przypadku barwy instrumentów, tak samo konstrukcja utworów nie
jest liniowa czy też jednostajna, jaką charakteryzowało się czarcie muzykowanie
w przeszłości. Tempa są tutaj zróżnicowane, motoryka zmienia się często, przez
co te czterdzieści pięć minut podczas odsłuchu zlatuje na momencie. Poza
modernistycznymi elementami, znanymi przede wszystkim ze sceny kraju, gdzie
Paryż jest stolicą, pojawiają się namacalne wpływy protoplastów drugiej fali
gatunku. Tak więc prócz naleciałości Mayhem w piątym i zarazem tytułowym
kawałku można usłyszeć darkthronowe flow, analogicznie jest w drugiej części
kończącego produkcję „Corruption Rejoice”. Zaś początek siódmego „Kingdoms
Scorched” nasuwać może skojarzenia z Immortal. Co więcej kolejny, majestatyczny
w swym wyrazie „Veneration” gniecie niczym Craft na „White Noise And Black
Metal”. Oprócz wymienionych składników, pojawianie się w muzyce Francuzów
bestialskich i wojennych zrywów, nie sposób nie porównać do komponentów
umieszczonych na „Deiform” Funeral Mist. Jednakże są to tylko chwile, które
udowadniają, z jakiego trzonu wyrosła Hell Militia i z jaką powagą go traktują.
Do tego zestawu dokładają, już wspomnianych, świeżych zagrywek w postaci
delikatnych dysonansów jak i również nierzeczywistych tremolo, które nie kreślą
bynajmniej ładnych melodii. Wydźwięk najnowszej propozycji tego kwintetu jawi
się jako bezkompromisowa, nihilistyczna i ponura materia, gdzie najprawdziwszy
kult diabła odcisnął swoje dymiące piętno. Kropkę nad i stawia dodatkowo RSDX,
któremu głosu użyczył chyba sam Szatan. Przezajebisty wokal! Sprawdzajcie,
słuchajcie, czcijcie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz