czwartek, 9 czerwca 2022

Recenzja Hell Militia „Hollow Void”

 

Hell Militia

„Hollow Void”

Season Of Mist 2022

Dziesięciu lat potrzebowała francuska Hell Militia, aby wyjść z otchłani niebytu i znów okazać światu swoje oblicze. Po wielu perturbacjach spowodowanych różnymi czynnikami, począwszy od osobistych, a skończywszy na realizowaniu się jej poszczególnych członków w innych projektach, w końcu zebrali się do kupy. Dzięki temu mamy na rynku ich najnowszy krążek. „Hollow Void” niesie ze sobą dziewięć numerów black metalu, wyrosłego w nieśmiertelnych latach dziewięćdziesiątych z wyraźną domieszką nowoczesnego grania. Brzmienie materiału nie jest jednak kopią z tamtego okresu, lecz tylko jego wypadkową. W tym przypadku jest nieco ciężej i gęściej, całkiem wyraźna sekcja rytmiczna, zwłaszcza dzięki idealnie słyszalnemu basowi, dodatkowej wagi całości nadaje. Podobnie jak w przypadku barwy instrumentów, tak samo konstrukcja utworów nie jest liniowa czy też jednostajna, jaką charakteryzowało się czarcie muzykowanie w przeszłości. Tempa są tutaj zróżnicowane, motoryka zmienia się często, przez co te czterdzieści pięć minut podczas odsłuchu zlatuje na momencie. Poza modernistycznymi elementami, znanymi przede wszystkim ze sceny kraju, gdzie Paryż jest stolicą, pojawiają się namacalne wpływy protoplastów drugiej fali gatunku. Tak więc prócz naleciałości Mayhem w piątym i zarazem tytułowym kawałku można usłyszeć darkthronowe flow, analogicznie jest w drugiej części kończącego produkcję „Corruption Rejoice”. Zaś początek siódmego „Kingdoms Scorched” nasuwać może skojarzenia z Immortal. Co więcej kolejny, majestatyczny w swym wyrazie „Veneration” gniecie niczym Craft na „White Noise And Black Metal”. Oprócz wymienionych składników, pojawianie się w muzyce Francuzów bestialskich i wojennych zrywów, nie sposób nie porównać do komponentów umieszczonych na „Deiform” Funeral Mist. Jednakże są to tylko chwile, które udowadniają, z jakiego trzonu wyrosła Hell Militia i z jaką powagą go traktują. Do tego zestawu dokładają, już wspomnianych, świeżych zagrywek w postaci delikatnych dysonansów jak i również nierzeczywistych tremolo, które nie kreślą bynajmniej ładnych melodii. Wydźwięk najnowszej propozycji tego kwintetu jawi się jako bezkompromisowa, nihilistyczna i ponura materia, gdzie najprawdziwszy kult diabła odcisnął swoje dymiące piętno. Kropkę nad i stawia dodatkowo RSDX, któremu głosu użyczył chyba sam Szatan. Przezajebisty wokal! Sprawdzajcie, słuchajcie, czcijcie.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz