poniedziałek, 13 czerwca 2022

Recenzja Hellfire Deathcult „Al Nombre De La Muerte”

 

Hellfire Deathcult

„Al Nombre De La Muerte”

Helter Skelter Productions / Regain Records 2022

Dla miłośników Archgoat, Morbosidad czy też Black Witchery będzie to nie lada gratka, bo po czterech latach nieobecności, wraca z nowym wyziewem Hellfire Deathcult. Ich nowa produkcja zawiera jedenaście utworów, z których przez 35 minut wycieka smrodliwe i pierwotne zło. Co prawda w porównaniu do swoich „kuzynów” spod znaku black / death z ukierunkowaniem na war, jest tutaj nieco spokojniej. Dźwięki płyną w równym tempie, niekiedy zwalniając, ale jakichś szaleńczych zrywów tu nie uświadczysz. Brudne do granic gitary wraz z ważącą chyba tonę sekcją rytmiczną, generują raczej jednostajne i hipnotyczne akordy, którew skrajnie beznamiętnym okrucieństwie gniotą czaszkę i nie mają zamiaru pytać, czy boli. Tłukące beczki wygrywają wojenny rytm, a towarzyszący im szum talerzy, zwiastują nadciągającą zbrojną ofensywę zastępów Szatana. Delikatnie grindujące kompozycje uporczywie suną przed siebie niczym toksyczny powiew broni biologicznej, za którym w odpowiednich kombinezonach i maskach gazowych, podąża horda, prowadzona przez samego kozła. Bulgoczący growl wokalisty sączy złowrogie zaklęcia i pluje bluźnierstwem wokół. Tak więc tych trzech Amerykanów, w ten właśnie sposób po raz kolejny traktuje swoich fanów, zalewając nawałnicą brutalnego brzmienia, nie pozostawiając wątpliwości, że pretendentami do ekipy z Ross Bay są bez dwóch zdań. „Al Nombre De La Muerte” to kolejny powiew niewyobrażalnego gorąca, które przynosi ze sobą zagładę dla całej ludzkości. Lawa, smoła, fetor, ropa jątrząca się z ran i pocałunek diabła. No i co tam jeszcze chcecie. Giń świecie, giń!

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz