Goatkraft
„Barbaric Hatred and Doom”
Bestial
Invasion Rec. 2022
Czy K jest lepsze niż C? Czasem tak. Przypomnijcie
sobie choćby Sadistik Exekution i rozpierdol, jaki poczynili na pierwszych
dwóch albumach. Goatcraft, słowacki, otrzymał już ode mnie ładną laurkę za
debiutancki krążek, a dziś po ocenę zgłosił się jego norweski imiennik, pisany
właśnie przez Ky. Zgłosił się z materiałem pierwotnie wydanym dokładnie rok
temu, choć wówczas jedynie w wersji kasetowej. Dziś kolej na CD nakładem Zwierzęcej
Inwazji. W chuj dobre to posunięcie tego labelu, bowiem z osobistych obserwacji
wnioskuję, iż Norwedzy nie są zbytnio znani w kraju nad Wisłą. A to wydawnictwo
jest wręcz idealnym materiałem poglądowym w ich twórczość, okraszonym sporą
dawką piosenek pod imprezowego kielicha dla maniaków gruzu i okolic. Kto zna
band, ten wie, iż jest to nie mniej, nie więcej, tylko północny odpowiednik
Black Witchery. Panowie w swoich kompozycjach nie prezentują nadmiaru
elokwencji, dobrego gustu czy krawata pod szyją. Serwują chamstwo, prostotę i
totalny antychrześcijanizm. Jeżeli ktoś łudził się, iż rosyjski agresor będzie
bawił się w Ukrainie w kodeks honorowy lub przepuszczał czołgami pieszych na
zebrze, to otrzymał na twarz prawdziwy obraz wojny, dokładnie taki, jaki
sonicznie prezentują popaprańcy z Bergen. Tu nie ma elokwencji, tu się
napierdala. Gitarowe akordy, podbijane solidnie grubym basem i dudniącą w tle
perka sprawiają wrażenie jak byśmy oddychali napalmem. Jest cholernie gęsto,
prymitywnie i bezlitośnie. Nie ma tu zbyt wielu przystanków, głównie się po
prostu na maksa pędzi na wprost, ale czasem w tle wybrzmi dzwon i jest czas na
złapanie półoddechu. Połowę „Barbaric Hatred and Doom” stanowią właśnie tego
rodzaju nietaneczne rytmy, numery wcześniej niepublikowane, pochodzące z
różnych okresów działalności Goatkraft, ale o dziwo brzmiące bardzo spójnie i
nie różniące się zbytnio pod względem produkcji. Druga połówka, i jest to tu
bardzo odpowiednie słowo, to deskorolka do piekła w postaci coverów. Tak,
skojarzenia z Blasphemy są jak najbardziej na miejscu, bowiem poza „Ritual”
bogów z Kanady, dostaniemy w ryj między innymi interpretacjami własnymi kompozycji
takich zespołów jak Beherit, Black Witchery, Sarcofago czy Goatpenis. Zresztą
cały ten bajzel dedykowany jest właśnie basisto/wokaliście tego ostatniego
bandu, który to opuścił był ten jebany
łez padół na początku roku ubiegłego. Rzeczone covery zagrane są na pełnej
kurwie i z totalnym ogniem. Nie żeby od razu przebijały oryginały, no bez jaj,
ale pod zimną wódkę stanowią podkład wręcz idealny. Uważam zatem, że „Barbaric
Hatred and Doom” to prawdziwe kompendium Goatkraft, pozwalające zapoznać się
nie tylko przekrojowo z twórczością tej hordy, ale i z jej inspiracjami. Bardzo
wartościowe wydawnictwo. Szatan to lubi.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz