piątek, 3 czerwca 2022

Recenzja Goatkraft „Barbaric Hatred and Doom”

 

Goatkraft

„Barbaric Hatred and Doom”

Bestial Invasion Rec. 2022

Czy K jest lepsze niż C? Czasem tak. Przypomnijcie sobie choćby Sadistik Exekution i rozpierdol, jaki poczynili na pierwszych dwóch albumach. Goatcraft, słowacki, otrzymał już ode mnie ładną laurkę za debiutancki krążek, a dziś po ocenę zgłosił się jego norweski imiennik, pisany właśnie przez Ky. Zgłosił się z materiałem pierwotnie wydanym dokładnie rok temu, choć wówczas jedynie w wersji kasetowej. Dziś kolej na CD nakładem Zwierzęcej Inwazji. W chuj dobre to posunięcie tego labelu, bowiem z osobistych obserwacji wnioskuję, iż Norwedzy nie są zbytnio znani w kraju nad Wisłą. A to wydawnictwo jest wręcz idealnym materiałem poglądowym w ich twórczość, okraszonym sporą dawką piosenek pod imprezowego kielicha dla maniaków gruzu i okolic. Kto zna band, ten wie, iż jest to nie mniej, nie więcej, tylko północny odpowiednik Black Witchery. Panowie w swoich kompozycjach nie prezentują nadmiaru elokwencji, dobrego gustu czy krawata pod szyją. Serwują chamstwo, prostotę i totalny antychrześcijanizm. Jeżeli ktoś łudził się, iż rosyjski agresor będzie bawił się w Ukrainie w kodeks honorowy lub przepuszczał czołgami pieszych na zebrze, to otrzymał na twarz prawdziwy obraz wojny, dokładnie taki, jaki sonicznie prezentują popaprańcy z Bergen. Tu nie ma elokwencji, tu się napierdala. Gitarowe akordy, podbijane solidnie grubym basem i dudniącą w tle perka sprawiają wrażenie jak byśmy oddychali napalmem. Jest cholernie gęsto, prymitywnie i bezlitośnie. Nie ma tu zbyt wielu przystanków, głównie się po prostu na maksa pędzi na wprost, ale czasem w tle wybrzmi dzwon i jest czas na złapanie półoddechu. Połowę „Barbaric Hatred and Doom” stanowią właśnie tego rodzaju nietaneczne rytmy, numery wcześniej niepublikowane, pochodzące z różnych okresów działalności Goatkraft, ale o dziwo brzmiące bardzo spójnie i nie różniące się zbytnio pod względem produkcji. Druga połówka, i jest to tu bardzo odpowiednie słowo, to deskorolka do piekła w postaci coverów. Tak, skojarzenia z Blasphemy są jak najbardziej na miejscu, bowiem poza „Ritual” bogów z Kanady, dostaniemy w ryj między innymi interpretacjami własnymi kompozycji takich zespołów jak Beherit, Black Witchery, Sarcofago czy Goatpenis. Zresztą cały ten bajzel dedykowany jest właśnie basisto/wokaliście tego ostatniego bandu, który to  opuścił był ten jebany łez padół na początku roku ubiegłego. Rzeczone covery zagrane są na pełnej kurwie i z totalnym ogniem. Nie żeby od razu przebijały oryginały, no bez jaj, ale pod zimną wódkę stanowią podkład wręcz idealny. Uważam zatem, że „Barbaric Hatred and Doom” to prawdziwe kompendium Goatkraft, pozwalające zapoznać się nie tylko przekrojowo z twórczością tej hordy, ale i z jej inspiracjami. Bardzo wartościowe wydawnictwo. Szatan to lubi.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz