niedziela, 19 czerwca 2022

Recenzja Critical Defiance „No Life Forms”

 

Critical Defiance

„No Life Forms”

Unspeakable Axe Records 2022

„Misconception”, debiutancki krążek chilijskich thrashersów z Critical Defiance mocno mną pozamiatał swego czasu. Niewątpliwie był to jeden z najczęściej słuchanych, a może i najczęściej słuchany przeze mnie album 2019 roku. Pomimo, że teraz niespecjalnie wracam do „Misconception” to byłem ogromnie ciekaw jak rozwinie się twórczość tych uzdolnionych niewątpliwie muzyków. Po kilkukrotnym przesłuchaniu „No Life Forms” mogę śmiało powiedzieć, że panowie w miejscu nie drepczą i dostarczyli kolejną porcję thrashowego szaleństwa najwyższej próby wykonując solidny krok naprzód. Tym razem ekipa z Andów pojechała po bandzie i postawiła na większa bezposredniość. Naleciałości heavy- i speedmetalowe zniknęły niemal całkowicie ustępując miejsca szaleńczym tempom, nieustannemu, gitarowemu szyciu i nieskalanej brutalności. Wszystko zostało tu wzorowo wykonane, zagrane na wysokim poziomie i oprawione w rasowe brzmienie utwierdzając słuchacza w przekonaniu, że Critical Defiance to obecnie jedna z najlepszych załóg grających tą odmianę metalu. Dla jednych stety, dla innych nie – wraz z porzuceniem tych lżejszych i bardziej melodyjnych ciągotek zniknęła też chwytliwość i przebojowość poprzedniego materiału. Całość „No Life Forms” jest zdecydowanie bardziej homogeniczna, a poszczególne kompozycje nie niosą za sobą tego indywidualnego charakteru, gdzie każdy kawałek był małym, osobnym dziełem. Tutaj mamy już typową chilijską sieczkę z wszędobylskimi wokalami, basem wychodzącym na pierwszy plan i tempami gnającymi na złamanie karku. Ładunek energetyczny idący za tą muzyką jest ogromny, ale nie da się ukryć – mam problem, żeby wyróżnić którąś kompozycję w szczególny sposób. „No Life Forms” jawi mi się trochę jako jeden, długi utwór. Na upartego swoich faworytów upatrywałbym w utrzymanych w zawrotnym tempie i pełnych jadu „Warhead (Emotional Fallout)” oraz „Kill The With Kindness”., nie są to jednak kompozycje, które prezentowałyby poziom „Onset” z poprzedniej płyty. Myślę, że najnowsza propozycja Chilijczyków szczególnie przypadnie do gustu fanom bardziej brutalnego, bezpośredniego thrashu (także tego teutońskiego), którzy lubią dostać obuchem po ryju, ale którzy nie brzydzą się usłyszeć czasem jakiś techniczny wywijas. „No Life Forms” to kawał świetnej muzy, pełnej werwy, dzikości  i solidnego warsztatu. Osobiście jednak oczko wyżej stawiam debiut, ale zdecydowanie nie powinno to stanowić braku rekomendacji dla „No Life Forms”.

 

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz