czwartek, 30 czerwca 2022

Recenzja Damage Case "Heavy Metal Sacrifice"

 Damage Case 

"Heavy Metal Sacrifice"

Putrid Cult 2022

Z Damage Case od zawsze miałem tak, że ich twórczość szybko łapała mnie za serce a jednocześnie równie szybko zaczynała nudzić. W zasadzie dwa, góra trzy odsłuchy to było wszystko, co łączyło mnie choćby z Fuck'n'Roll Damnation" czy "Drunken Devil". Stąd też do Heavymetalowego Poświecenia podchodziłem baz większych emocji. Stylistycznie niewiele się u chłopaków zmieniło. Nadal mamy tu do czynienia z metalowym rockendrollem bardzo silnie zainfekowanym twórczością Venom, wczesnego Bathory czy całą masą klasycznych inspiracji heavymetalowych i thrashowych. Z tą jednak różnicą, że tym razem wszystko między nami idealnie zaskoczyło. Chyba głównie dzięki temu, że Damage Case w swoim uporze twórczym wspięli się przynajmniej o szczebelek wyżej i zaczęli w końcu komponować piosenki, które nie wylatują zbyt szybko z łepetyny, ale pozostają tam na dłużej. Jak wspomniałem, przepis na metal pozostaje na tym albumie charakterystyczny dla zespołu. Zatem utwory są oparte na staroszkolnym schemacie, bez łamania nastroju czy rozwleczonych odjazdów. Wszystko jest tu proste i bezpośrednie, można powiedzieć, zagrane od szablonu. Spróbujcie jednak zapoznać się z zawartością "Heavy Metal Sacrifice" i nie chodzić następnie po pokoju nucąc refrenów poszczególnych tracków. Ciężko mi nawet wyróżnić którykolwiek z nich, bo album jest niebywale równy i trzymający fason w każdej sekundzie. Szybszy kawałek tytułowy kosi z taką samą mocą co najwolniejszy, zamykający całość "Season of the Witch". Ktoś powie, odgrzewany kotlet. Oczywiście, ale przecież ten duet nigdy nie starał się przełamywać barier, nie bawił się w wizjonerstwo. Oni jedynie oddają poprzez swoje dźwięki wielki hołd klasykom, których kochało się dekady temu i na których sami się wychowali. Największą zatem zaletą tej płyty jest jej nośność i chwytliwość, którą na pewno potęguje jeszcze mocniej otwarta, schłodzona butelczyna czegoś mocniejszego. Nawet tak sobie pomyślałem, że szkoda, iż Morgul nie wydał wersji limitowanej z jakimś trunkiem, bo połączenia bardziej idealnego wyobrazić sobie chyba nie można. Odpalajcie ten krążek, przekręćcie volume mocno w prawo i jazda! Tańczcie i śpiewajcie Diabłu pieśni Jego! I niech trzęsą się mury.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz