czwartek, 16 czerwca 2022

Recenzja Invultation „Wolfstrap”

 

Invultation

„Wolfstrap” (Re-issue)

Fallen Temple 2022

Kiedy słucham płyt pokroju „Wolfstrap” to tak sobie myślę, że świat cały czas pędzi do przodu, co chwile pojawiają się nowinki technologiczne za którymi już sam nie do końca nadążam a rozwój postępuje w każdej dziedzinie, także w muzyce, nie zawsze wpływając na jej kształt tak, jak bym sobie to wymarzył. Na szczęście nie brakuje muzyków i zespołów, które mentalnie zatrzymały się w latach dziewięćdziesiątych i ani myślą korzystać z dobrodziejstw wszechobecnej komputeryzacji, przynajmniej jeśli weźmiemy pod uwagę tworzone przez nie dźwięki.  Takim właśnie zespołem jest amerykański Invultation. Zespół to może za dużo powiedziane, bowiem za całokształt odpowiedzialny jest personalnie Andrew Lampe, człowiek, który na tym wydawnictwie zajął się dosłownie wszystkim. Zarejestrował zatem osiem, trwających łącznie circa dwadzieścia pięć minut utworów z gatunku black/death, równie prostych, co rysunek wilka na okładce. Muzyka z która się tu spotykamy ma wyraźny odcień wojenny.  Szalejące blasty przeplatają się z marszowymi rytmami, podkręcanymi ślizgami po gryfie i zalewanymi plującymi bluźnierstwem wokalizami stanowiącymi tu kocioł rzygowin i żółci który przyjdzie wam wypić. Nikt tu nie bawi się w wymyślanie łatwo przyswajalnych melodii czy śpiewnych refrenów. Owszem, kompozycje na „Wolfstrap” są bardzo rytmiczne i motoryką mocno mogą kojarzyć sie choćby z Archgoat, co w połączeniu ze słyszalnymi wpływami z okolic Ross Bay, jak i klasyki śmierć metalu, daje śmierdzącą napalmem mieszaninę. Niby rządzi tu prostota, ale nie mylcie jej z prymitywizmem. Kompozycje Invultation są odpowiednio przemyślane i zróżnicowane, zarówno jeśli weźmiemy pod lupę styl riffowania jak i tempo poszczególnych utworów. Niby jest to odegranie po raz kolejny czegoś, co już setki razy słyszeliśmy, ale jednak nie do końca, bo Amerykanin udowadnia, że wszelkie klasyczne składowe ustawiać można w niezliczonej ilości kombinacji. Stąd też dla każdego maniaka satanistycznego war metalu ta pozycja będzie zapewne kolejnym smakowitym kąskiem i żodyn nosem kręcić nie powinien. Żodyn.

- jesusatan

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz