poniedziałek, 6 czerwca 2022

Recenzja Mondocane „Gloria”

 

Mondocane

„Gloria”

Fallen Temple 2022

Bardzo nie lubię czekać. Nie żebym zaraz był niecierpliwy, ale jak jestem głodny to wolałbym mieć obiad podany od razu. Całkiem niedawno debiutancki krążek Mondocane ogromnie mnie zaskoczył i pozostawił w pamięci głęboki ślad, a tu już za drzwiami stoi album numer dwa, o bezceremonialnym tytule „Gloria”. Takie tempo pracy lubię. Co nie zmienia oczywiście faktu, że moje oczekiwania względem następcy „Dvala” ustawione były na bardzo wysokim poziomie. Drugi album Szweda przynosi trzydzieści siedem minut black metalu. Dość mocno odmiennego od zawartości debiutu, a jednak nie pozostawiającego wątpliwości co do jego autorstwa. O ile „Dvala” był rodzajem podróży wgłąb niezbadanych katakumb do jądra ciemności, tak „Gloria” prezentuje bardziej urozmaicone spojrzenie na czarny metal i jest dowodem na to, że kompozytor nadal szuka nowych ścieżek zamiast dreptać w miejscu albo podążać tymi już udeptanymi. Nie zrozumcie mnie źle, trzon „Gloria” to nadal surowy black metal z okresu drugiej fali, chłodny, agresywny i charakterystycznie melodyjny. Wciąż znajdziecie tu sporo północnych tremolo pomieszanych z riffowaniem bardziej klasycznym, dość prostego perkusyjnego łupania oraz przeszywający, ziejący lodem chropowaty wokal. Ale poza tymi raczej szybkimi fragmentami bardzo dużo w tych utworach ciekawych i różnorodnych ozdobników. I nie mówię tu jedynie o klawiszach, których zastosowanie rozpościera się od delikatnych muśnięć w tle, po tworzącą atmosferę starego horroru pierwszoplanową rolę w „Mytus”, wzbogaconym dodatkowo jakimiś filmowymi samplami. Zaskakuje także zastosowanie żeńskich chórków w drugim na liście „Via Dolorosa”, utworze mocno symfonicznym, ale bynajmniej nie mdłym, będącym dowodem na to, że wpływów muzyki klasycznej także można używać z głową. Innym, raczej niekoniecznie oczekiwanym zabiegiem jest utwór „Demons”, będący tak naprawdę przeróbką „Personal Jesus” wiadomo kogo. Niecodzienny jest także instrumentalny „Soil” na zakończenie, brzmiący trochę jak metalowa interpretacja muzyki filmowej. Zresztą myślę, że muzyka Mondocane tak naprawdę może być interpretowana na różne sposoby, w zależności od punktu odniesienia. I chyba o to właśnie autorowi chodziło, by była ona black metalem, ale już niekoniecznie jednowymiarowym. Ja czuję się więcej niż usatysfakcjonowany i nie mam nic przeciwko temu, by kolejny album ponownie mnie czymś zaskoczył.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz