wtorek, 11 lipca 2023

Recenzja AMONGRUINS „Land Of The Black Sun”

 

AMONGRUINS

„Land Of The Black Sun”

Theogonia Records 2023

I oto, moi drodzy nadszedł dzień, w którym z niekłamaną przyjemnością, będąc zdrowym na umyśle i wątrobie, mogę ogłosić Wam, że właśnie nadszedł (a precyzyjnie rzecz ujmując,  nadejdzie za kilka dni) kolejny, wyśmienity materiał z Theogonia Records. Doprawdy, nie wiem, jak oni to robią, ale ostatnimi czasy, wszystko co ukazuje się w ich barwach,  poniewiera mną konkretnie i bez pytania o zgodę, choć każda, kolejna ich produkcja robi to na swój własny, odmienny sposób. Tym razem zbeształ mnie potwornie trzeci album długogrający słabo znanego mi wcześniej, greckiego ansamblu AmongRuins. Znaczy to, że miałem świadomość, iż zespół taki istnieje, jakieś tam pojedyncze, wyrwane z kontekstu wałki się u mnie przewinęły, ale takiej płytki, jak „Land…”, to powiem szczerze, żem się po nich nie spodziewał. Jakżeż ja jednak kurwa kocham takie niespodzianki. Wręcz dałbym się za nie na sucho ogolić. No dobra, czas jednak najwyższy, abyście dowiedzieli się, nad czym ja się tak tu obficie spuszczam? Otóż AmongRuins na swych trzecim długograju prezentuje nam taki, zaawansowany technicznie, aczkolwiek dość melodyjny Metal Śmierci, że nic tylko w mordę jeża palce lizać (i to nawet te od nóg). Wyprawia się tu naprawdę dużo i trzeba przy tej płycie przysiąść dłuższą chwilę, aby choć z grubsza wszystko to ogarnąć. Sekcja rytmiczna, choć może nie jest jakoś specjalnie oszałamiająca, to jednak ze swej roli wywiązuje się należycie i ma swoje momenty chwały, w których pokazuje warsztatowy kunszt, kręcąc zawodowo. Niemniej, gdybym był osobą decyzyjną w tym zespole, to jeszcze mocniej uwypukliłbym bas, gdyż rzeźbienie czerech strun, choć wyśmienite, nieco schowane jest w całokształcie tego albumu. Wiosła za to jadą tu przecudnie. Ich techniczne, chwilami mocno progresywne, niemniej wysoce melodyjne riffy i dopieszczone, rozłożyste, brylantowe wręcz partie solowe, jak i wijące się pomiędzy harmonie, przyprawiają, jeżeli nie o zawrót głowy, to przynajmniej o delikatne fiksum dyrdum (czyli stan zawieszenia pomiędzy nimi).Nie wspomniałem jeszcze o wokalu, co nie znaczy, że to najsłabszy punkt programu. Sverd zdecydowanie robi doskonałą robotę, a jego partie wyśmienicie asymilują się z warstwą instrumentalną tego albumu, a przy tym potrafią przy okazji przeorać beret, jak ta lala. Nie bójcie się zatem moi drodzy parafianie sporych ilości melodii, jakie tu napotkacie, wszak przekonacie się (o ile zdecydujecie się zapoznać z tą produkcją), że one nie przytłaczają, ani nie są celem samym w sobie, jeżeli chodzi o tę produkcję. Delektujcie się za to jej wielorakimi elementami technicznego zdobnictwa, bogatą w chuj ornamentyką gitarową i  harmonijnymi walorami tego albumu. Mocny kandydat do płyty roku, jeżeli chodzi o melodyjny, techniczny Death Metal o progresywnych konotacjach. Tak przynajmniej sądzi wasz …

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz