czwartek, 13 lipca 2023

Recenzja Johnny The Boy „You”

 

Johnny The Boy

„You”

Season of Mist 2023

Johnny the Boy nie jest nazwą, która jakoś szczególnie napawałaby mnie nadzieją. Kojarzy mi się z pseudo jakiegoś kowboja, a ja za westernami nie szaleję. Dlatego też odpaliłem sobie „You” w ramach tła do prac domowych, z założeniem, że zaraz wyląduje (oczywiście płyta, nie ja) w kiblu. I oto stał się cud. Materiał reklamowany jako idealny dla fanów Crippled Black Phoenix czy Iron Monkey niespodziewanie bardzo mi podszedł i zagościł w odtwarzaczu na dłużej. Dlaczego? Może z bardzo banalnego powodu. Mimo braku synchronizacji z moim głównym gustem muzycznym, nagrania na debiucie tego międzynarodowego zespołu są naprawdę bujające i bardzo szybko wbijają się pod czuprynę. Z czym zatem mamy tu do czynienia… Z bardzo ciekawą mieszanką starego grunge oraz klasycznego doom metalu, okraszonej skrzeczanym wokalem, co ciekawe, w wykonaniu żeńskim, bez problemu wpasowującym się w blackmetalowe kanony. Muzyka ta może i awangardowa nie jest, bowiem wszystkie jej składniki są z rodzaju klasycznych, jednak sposób w jaki doświadczeni już na scenie muzycy, znani choćby z przytoczonych powyżej zespołów - rekomendacji, łączą je ze sobą w bardzo intrygujący sposób. Większość kompozycji utrzymanych jest w stonerowym tempie i cechuje je narkotyczny rytm oraz dość łatwa, mimo wszystko, melodia. Przepis banalny, ale efekt z lekka piorunujący. Zwłaszcza, że ciężko wyróżnić na „You” jakikolwiek utwór, który wybijałby się ponad pozostałe. Każdy natomiast czymś zaskakuje, bo zespół, pomimo pewnej schematyczności, potrafi wrzucić do tego ogródka niejeden kamyczek od siebie. A to jakieś przyspieszenie, motyw punkowy albo Quorthonową gitarę (posłuchajcie „Grime”), odchodzące od schematu wokale czy ciekawą introdukcję. To wszystko czyni „You” materiałem dość mrocznym i nieoczywistym. Jednocześnie bardzo przystępnym i niewymagającym. Tu nie ma drugiej szansy, te piosenki albo od razu się podobają, albo nie. Lubię sobie czasem posłuchać prostego metalowego rock’n’rolla, zatem Johnny the Boy wszedł mi lekko, chyba właśnie na podobnej zasadzie. A z czasem krążek ten stał się jednym z moich ulubionych do odsłuchu w aucie. Warto się z tymi nagraniami zapoznać, bo dla niejednego ortodoksa będzie to idealna odskocznia od codziennego hałasu.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz