ATOMWINTER
„Sakrileg”
Trollzorn
Records 2023
Atomwinter
to nie jest nazwa, która jakoś specjalnie elektryzuje
fanów Śmiertelnego Metalu, może poza relatywnie niewielką grupą najbardziej
oddanych temu gatunkowi maniaków. Mam chrapkę, aby powiedzieć, że tegoroczny,
czwarty pełny album zespołu diametralnie zmieni tę sytuację, jednak realnie
rzecz biorąc, jakoś nie chcę mi się w to wierzyć, choć bardzo chciałbym się
mylić. Kwartet z Dolnej Saxonii bezwzględnie bowiem zapracował sobie wg mnie na
uznanie o wiele większe, niż jest jego udziałem, co zresztą dobitnie potwierdza
ich najnowszy długograj. Na płycie tej, zatytułowanej „Sakrileg” ta machina
wojenna po raz kolejny udowadnia, że trzymając się klasycznej, staroszkolnej
formuły można stworzyć produkt, który dosłownie miażdży, i to pod każdym kurwa
względem. Począwszy od „Ov Blood and Flesh”, a na „BornInto Iron Coffins”
skończywszy, chłopaki nie liżą się po fiutach, tylko napierdalają wściekle, ile
pary w tłokach. A tej pary tu od chuja i jeszcze trochę, więc i napierdol jest
przecudnej urody. Materiał ten napędza potwornie ciężki kręgosłup rytmiczny
oparty na gniotących okrutnie, potężnych bębnach i rozrywającym w pizdu,
grubym, mięsistym basie. Na owej tłustej bazie osadzone są brutalne,
chropowate, zagęszczone thrash’ową zasmażką, wyśmienicie napisane riffy o
OldSchool’owych krawędziach i głębokie, grobowe growle, za które odpowiada nowy
nabytek zespołu, Florian Bauer. Zespól zawsze zresztą posiadał w swoich
szeregach wybornych wokalistów. Gardła zarówno Floriana, jak i jego poprzednika
Olivera Holzschneidera produkowały niezmiennie takie ilości ropnej flegmy i cuchnącej
zgnilizną żółci, że klękajcie narody. Wszystko to składa się na płytkę naprawdę
wyborną, a cmentarny, zalatujący rozkładem klimat, jaki ją wypełnia jest wręcz
porażający. Mimo że „Sakrileg” to bardzo spójna, zwarta produkcja, która raczej
trzyma się klasyki gatunku, to i na niej znajdziemy kilka smaczków, które robią
wrażenie, jak choćby wyśmienita solóweczka w „Until the LossovGod”, czy też
gitara prowadząca imitująca syrenę alarmu przeciwlotniczego (gdzie można ją
usłyszeć nie powiem, żeby nie było zbyt łatwo). Ciekawe jest także to, że na
tym krążku każdy kolejny wałek wynika jakby z poprzedniego, a przy tym
przejścia te są płynne, naturalne i nie wymagają stosowania pomiędzy żadnych
więcej łączników. Ci kolesie wiedzą w pizdę palec, jak grać jebany, niszczący
Old School Death Metal. Wyśmienite jest jak dla mnie także brzmienie tego
krążka. Dźwięk jest tu gęsty, intensywny i zalatujący trupem, ale zarazem
cudownie organiczny, zaskakująco rześki i świeży (oczywiście na swój charakterystyczny,
śmiertelny sposób).Nie ma co gadać, zajebista płyta. Nie wyobrażam sobie, aby
ktoś, kto mieni się fanem Asphyx, Grave, Dismember, czy choćby Bolt Thrower nie
posiadał tej, jak i zresztą poprzednich płyt Atomwinter w swojej kolekcji.
Zatem marsz na zakupy, kto jeszcze tego nie uczynił.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz