LAST LEGION
„Metall, Blod & Aska”
Grind to Death Records 2023
Raz
na jakiś czas pojawiają się takie płytki, które, mimo że
nie prezentują sobą absolutnie nic odkrywczego i zbudowane są z do bólu już
znanych i sprawdzonych w ogniu walki elementów, to jednak potrafią dosyć
konkretnie przetrzepać spodnie słuchacza. Jedną właśnie z takowych produkcji
jest tegoroczny, pierwszy pełniak szwedzkiego komando zwącego się Last Legion. „Metall,
Blod & Aska” to niespełna 36 minut żrącego konkretnie, soczyście
brzmiącego, poczerniałego Thrash/Death Metalu, który naprawdę zdrowo sponiewierać
potrafi, pomimo tego, co napisałem na samym początku.Tak więc bębny grzmocą
bardzo fachowo niezależnie od tego, czy serwują siarczysty rozpierdol, czy też
gniotą ciężko i smoliście, tłusty bas hula grubo i zadziornie, chwytliwe,
jadowite riffy rwą skórę pasami, a
gardziel wokalisty uwalnia agresywnie żrący kwas w ilościach więcej niż
znacznych. Skandynawski Metal pełną gębą można by rzec i trudno się z tym nie
zgodzić, jednak ten krążek wbrew pozorom ma całkiem sporo do zaoferowania. Nie
jest on li tylko i wyłącznie ukłonem w stronę klasycznych produkcji z początku
lat 90-tych. Last Legion prezentuje tu bowiem piekielny sojusz pomiędzy tradycyjnie
ukierunkowanym Death Metalem made in Sweden a intensywnym, bezkompromisowym,
kontynentalnym Thrash’em, a wszystko to w oparach ognistego, pełnotłustego brzmienia. Wysokoenergetyczny
to album, bez dwóch zdań, a okazjonalne zwolnienia, czy wojenne sample
podkreślają tylko jego siłę rażenia (zwłaszcza bitewne odgłosy w interakcji z
marszowymi, wgniatającymi w glebę beczkami robią mi dobrze). Doskonałym posunięciem
była także decyzja, aby teksty wypluwać w swym ojczystym języku. Zabieg ten
spowodował, że materiał ów ma swoisty, twardy szlif i unosi się nad nim aura
pierwotnej nienawiści. „Metall,…” to produkcja charakteryzująca się sporą
melodyjnością, jednak w najmniejszym stopniu mi to nie przeszkadza, gdyż muza,
którą tu usłyszymy jest cały czas diabelnie wściekła, dzika i zła. Panowie zresztą
prawie 14 lat dojrzewali w czeluściach podziemia szlifując swój warsztat, zanim
zdecydowali się nagrać swój pierwszy album i tą w pewnym sensie dojrzałość
(zarówno warsztatową, jak i kompozytorsko-aranżacyjną) słychać tu
niezaprzeczalnie na każdym kroku. Jak wspominałem już kilka razy w tym tekście,
ten album nie zaoferuje nam niczego, czego byśmy wcześniej już nie słyszeli,
jednak zawarte tu dźwięki zapewniają nam urodziwe, piekielne, wojenne tourne, a
ich największa siła tkwi w jednorodnym, zwartym charakterze, wierności formie,
jak i kompozycyjnej prostocie, która
zapewnia potężny, okrutny, brutalny, siarczysty, a przede wszystkim szczery
wypierdol. Naprawdę dobra płytka. Nie pozwólmy, aby przepadła ona w zalewie
wszechobecnego dziś, masowo produkowanego przeciętniactwa.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz