piątek, 21 lipca 2023

Recenzja Countess Erzsebet „Countess Erzsebet”

 

Countess Erzsebet

„Countess Erzsebet”

Self-Released 2023

Bliżej nie znana zapewne nikomu Countess Erzsebet jest amerykańską artystką, która w dzieciństwie otrzymała solidne muzyczne wykształcenie. Uczyła się gry na klasycznym pianinie, jazzowym basie i gitarze. Co prawda niezbyt, te nie byle jakie, umiejętności słychać w jej twórczości, ale co ja tam mogę wiedzieć, przecież ja przez całe życie tylko tej „kociej muzyki” słucham. Prawdą jest jednak to, że owa pani para się również lutnictwem i konstruowaniem gitar. Zatem nikogo nie zdziwi, iż swoją produkcję nagrała za pomocą instrumentów, które własnoręcznie stworzyła. Oprócz wymienionych brząkadeł, osobiście obsługuje występujące na „Countess Erzsebet” organy, programowanie no i oczywiście do niej należą także wokale. Te sześć kawałków, które tutaj znajdziemy to ubrana w szaty raw black metalu podróż do ponurych piwnic i katakumb, pachnących dusznymi kadzidłami, pleśnią i śmiercią. Pierwszy utwór jest niejako wprowadzeniem i swym wydźwiękiem przypomina mocno dokonania greckiego ½ Southern North. Po tych nastrojowych nutach kolejny wprawia w osłupienie, gdyż zaczyna właściwą jazdę poprzez meandry mrocznych lokacji, pełnych odniesień do wczesnego Bathory, pachnących ziołem lat siedemdziesiątych za sprawą klimatów zaczerpniętych z Coven czy Black Sabbath jak również bardziej eksperymentalnych odjazdów w stylu zalążków Necromatii. Całość zagrana na zimnej i ziarnistej gitarze, mięsistym basie iprzy akompaniamencie lekko wycofanego automatu perkusyjnego. Wszystko okraszone, kojarzącymi się z horrorem klawiszami oraz nawiedzonymi wokalizami Amerykanki. Muzyka, będąca mieszanką leniwie płynących riffów bądź w średnim tempie podążających tremolo, wprowadza ponury klimat oraz momentami rytualną atmosferę. Prosta w wyrazie niemalże jak „Medieval Prophecy” Samael’a, którego echa najwyraźniej chyba słychać w czwartym „Pray To The Devil”, gdzie poszczególne akordy jak ich rytmika za nic w świecie nie zdołają wyprzeć się podobieństw. Jak na mój gust ciekawy kawałek surowego black metalu, pełnego różnorakich wpływów, ale mającego swój charakter i czar. Wydawnictwo kończy „Exile Into Depravity” nieco przywołujący skojarzenia z „My Angel” Arcturus’a. Fanom black metalu spod znaku lo-fi, którzy nie boją się kobiecych wokali, polecam.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz