Countess
Erzsebet
„Countess
Erzsebet”
Self-Released
2023
Bliżej
nie znana zapewne nikomu Countess Erzsebet jest amerykańską artystką, która w
dzieciństwie otrzymała solidne muzyczne wykształcenie. Uczyła się gry na
klasycznym pianinie, jazzowym basie i gitarze. Co prawda niezbyt, te nie byle
jakie, umiejętności słychać w jej twórczości, ale co ja tam mogę wiedzieć,
przecież ja przez całe życie tylko tej „kociej muzyki” słucham. Prawdą jest
jednak to, że owa pani para się również lutnictwem i konstruowaniem gitar.
Zatem nikogo nie zdziwi, iż swoją produkcję nagrała za pomocą instrumentów,
które własnoręcznie stworzyła. Oprócz wymienionych brząkadeł, osobiście
obsługuje występujące na „Countess Erzsebet” organy, programowanie no i
oczywiście do niej należą także wokale. Te sześć kawałków, które tutaj
znajdziemy to ubrana w szaty raw black metalu podróż do ponurych piwnic i
katakumb, pachnących dusznymi kadzidłami, pleśnią i śmiercią. Pierwszy utwór
jest niejako wprowadzeniem i swym wydźwiękiem przypomina mocno dokonania
greckiego ½ Southern North. Po tych nastrojowych nutach kolejny wprawia w
osłupienie, gdyż zaczyna właściwą jazdę poprzez meandry mrocznych lokacji,
pełnych odniesień do wczesnego Bathory, pachnących ziołem lat siedemdziesiątych
za sprawą klimatów zaczerpniętych z Coven czy Black Sabbath jak również bardziej
eksperymentalnych odjazdów w stylu zalążków Necromatii. Całość zagrana na
zimnej i ziarnistej gitarze, mięsistym basie iprzy akompaniamencie lekko
wycofanego automatu perkusyjnego. Wszystko okraszone, kojarzącymi się z
horrorem klawiszami oraz nawiedzonymi wokalizami Amerykanki. Muzyka, będąca
mieszanką leniwie płynących riffów bądź w średnim tempie podążających tremolo,
wprowadza ponury klimat oraz momentami rytualną atmosferę. Prosta w wyrazie
niemalże jak „Medieval Prophecy” Samael’a, którego echa najwyraźniej chyba
słychać w czwartym „Pray To The Devil”, gdzie poszczególne akordy jak ich
rytmika za nic w świecie nie zdołają wyprzeć się podobieństw. Jak na mój gust
ciekawy kawałek surowego black metalu, pełnego różnorakich wpływów, ale mającego
swój charakter i czar. Wydawnictwo kończy „Exile Into Depravity” nieco
przywołujący skojarzenia z „My Angel” Arcturus’a. Fanom black metalu spod znaku
lo-fi, którzy nie boją się kobiecych wokali, polecam.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz