Whalesong
„Leaving a Dream”
Old Temple / Zoharum 2023
Od ostatniego dużego albumu Whalesong minęły trzy
lata. Dużo to i mało, jednak po tak genialnym materiale, jakim był dla mnie
„Radiance of a Thousand Suns”, każdy kolejny miesiąc oczekiwania dłużył mi się
niemiłosiernie. Tym bardziej, że wiedziałem, iż nowy album jest już w zasadzie
na etapie końcowych obróbek od dość dawna. W końcu jednak nadszedł ten dzień,
kiedy „Leaving a Dream” trafił w moje spocone i drżące niczym u alkoholika po
odstawieniu ręce. Cóż mogę powiedzieć o jego zawartości… Przede wszystkim jest
to krążek ponadprzeciętnie długi, bowiem znajdziemy na nim ponad dwie godziny
muzyki. Co mnie, mimo wszystko, zaskoczyło, to fakt, iż wcale nie jest to
kontynuacja ścieżki wyznaczonej na Tysiącu Słońc. Whalesong po raz kolejny mnie
zaskoczył, nawet biorąc pod uwagę fakt, iż twórczość i wielotematyczność
projektów głównego kompozytora jest mi doskonale znana. Właśnie rzeczona
różnorodność to chyba najlepsze słowo opisujące to, co się na „Leaving a Dream”
dzieje. Elementów stricte metalowych jest tu stosunkowo niewiele, można nawet
powiedzieć, że stanowią jedynie pewnego rodzaju drobne dodatki. Mnóstwo
natomiast inspiracji muzyką etniczną, folkową, przeplataną fragmentami
drone’owymi, ambientowymi, czy nawet czystą improwizacją i wariacją na tematy
niewiele mające wspólnego z tym, co dane nam było usłyszeć w twórczości
Whalesong do tej pory. Stąd też potwierdza się fakt, iż wieloryb nigdy nie
śpiewa dwa razy tej samej piosenki. Szesnaście kompozycji, od półtoraminutowego
„Drinking From the Gutters of Descension” po prawie półgodzinny „From the
Ashes”, wszystkie niczym kolejna paleta kolorów, za pomocą których Whalesong
malują przed słuchaczem obrazy. Niektóre piękne, inne dziwne, chwilami nawet
nieco przerażające… Opisywanie ich po kolei mija się z celem z bardzo prostego
powodu. Odbiór docierających do nas dźwięków może być bowiem, a nawet
przekonany jestem, że będzie, bardzo indywidualny. Panowie dają nam bowiem
możliwość przeżywania tych kompozycji bez ustalania jakiegokolwiek narzuconego
schematu, bez najprostszej instrukcji obsługi. Dostajemy coś, co oni stworzyli,
a co z tym zrobimy, zależy tylko i wyłącznie od naszej wyobraźni. Na pewno nie
jest to album dla ludzi zamkniętych, z szufladkami w głowie. Jest natomiast, po
raz kolejny w przypadku Whalesong, czymś więcej niż jedynie dźwiękiem. Nie będę
się tym razem rozpisywał nad bogactwem zastosowanego instrumentarium, czy
ilości zaproszonych do współpracy gości. Powiem tylko jedno. Jeśli lubicie
odkrywać, podróżować astralnie z muzyką, albo otwierać swój umysł na
doświadczenia niecodzienne, to sięgnijcie po „Leaving a Deram”. Bo ta płyta
gwarantuje doznania. Bardzo głębokie.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz