sobota, 8 lipca 2023

Recenzja Whalesong „Leaving a Dream”

 

Whalesong

„Leaving a Dream”

Old Temple / Zoharum 2023

Od ostatniego dużego albumu Whalesong minęły trzy lata. Dużo to i mało, jednak po tak genialnym materiale, jakim był dla mnie „Radiance of a Thousand Suns”, każdy kolejny miesiąc oczekiwania dłużył mi się niemiłosiernie. Tym bardziej, że wiedziałem, iż nowy album jest już w zasadzie na etapie końcowych obróbek od dość dawna. W końcu jednak nadszedł ten dzień, kiedy „Leaving a Dream” trafił w moje spocone i drżące niczym u alkoholika po odstawieniu ręce. Cóż mogę powiedzieć o jego zawartości… Przede wszystkim jest to krążek ponadprzeciętnie długi, bowiem znajdziemy na nim ponad dwie godziny muzyki. Co mnie, mimo wszystko, zaskoczyło, to fakt, iż wcale nie jest to kontynuacja ścieżki wyznaczonej na Tysiącu Słońc. Whalesong po raz kolejny mnie zaskoczył, nawet biorąc pod uwagę fakt, iż twórczość i wielotematyczność projektów głównego kompozytora jest mi doskonale znana. Właśnie rzeczona różnorodność to chyba najlepsze słowo opisujące to, co się na „Leaving a Dream” dzieje. Elementów stricte metalowych jest tu stosunkowo niewiele, można nawet powiedzieć, że stanowią jedynie pewnego rodzaju drobne dodatki. Mnóstwo natomiast inspiracji muzyką etniczną, folkową, przeplataną fragmentami drone’owymi, ambientowymi, czy nawet czystą improwizacją i wariacją na tematy niewiele mające wspólnego z tym, co dane nam było usłyszeć w twórczości Whalesong do tej pory. Stąd też potwierdza się fakt, iż wieloryb nigdy nie śpiewa dwa razy tej samej piosenki. Szesnaście kompozycji, od półtoraminutowego „Drinking From the Gutters of Descension” po prawie półgodzinny „From the Ashes”, wszystkie niczym kolejna paleta kolorów, za pomocą których Whalesong malują przed słuchaczem obrazy. Niektóre piękne, inne dziwne, chwilami nawet nieco przerażające… Opisywanie ich po kolei mija się z celem z bardzo prostego powodu. Odbiór docierających do nas dźwięków może być bowiem, a nawet przekonany jestem, że będzie, bardzo indywidualny. Panowie dają nam bowiem możliwość przeżywania tych kompozycji bez ustalania jakiegokolwiek narzuconego schematu, bez najprostszej instrukcji obsługi. Dostajemy coś, co oni stworzyli, a co z tym zrobimy, zależy tylko i wyłącznie od naszej wyobraźni. Na pewno nie jest to album dla ludzi zamkniętych, z szufladkami w głowie. Jest natomiast, po raz kolejny w przypadku Whalesong, czymś więcej niż jedynie dźwiękiem. Nie będę się tym razem rozpisywał nad bogactwem zastosowanego instrumentarium, czy ilości zaproszonych do współpracy gości. Powiem tylko jedno. Jeśli lubicie odkrywać, podróżować astralnie z muzyką, albo otwierać swój umysł na doświadczenia niecodzienne, to sięgnijcie po „Leaving a Deram”. Bo ta płyta gwarantuje doznania. Bardzo głębokie.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz