„Cakes & Coffins”
Edged Circle Productions 2023
Przyszłoby
Wam do głowy, aby połączyć ciasto i trumnę? Nie? No widzicie, a chłopakom z
Magicznego Dotyku zaświtała taka myśl i swój tegoroczny, czwarty w dorobku, długogrający
album studyjny zatytułowali właśnie „Ciasta i Trumny”. Magick Touch zawsze
zresztą ciekawie nazywali swoje płyty, że wspomnę tylko „Czary Elektryczne”,
oraz „Ostrza, Łańcuchy, Bicze i Ogień”. Tak więc można powiedzieć, że w
przypadku najnowszej ich produkcji tradycji stało się zadość. A wracając do
samej grupy, gdyż jeszcze nie miałem okazji szerzej jej zaprezentować na łamach
naszego szacownego periodyku, to jest to trio pochodzące z norweskiego Bergen i
wbrew pewnym stereotypom wycinają oni klasyczny, soczysty Heavy Metal
doprawiony tu i tam drapieżnym Hard Rockiem. Usłyszymy więc na tym materiale
całe mrowie tradycyjnych, kanonicznych niemal zagrywek z owych konserwatywnych
gatunków, poczynając od fachowo młócącej sekcji rytmicznej z wyciągniętym,
tłusto heblującym basem, poprzez wypasione, mięsiste riffy wspierane
reprezentatywnymi dla rzeczonego stylu, modelowymi wręcz, wycyzelowanymi
solówkami, na bardzo dobrych, mocnych wokalizach z trzech gardeł (gdyż każdy z
członków zespołu dokłada tu w tej materii swoje kilka groszy) zakończywszy.
Oczywiście nie brak na tej płycie także kontrapunktowych zagrywek, czy wręcz
bluesowych, nierzadko podwojonych harmonii, które dodają głębi gitarowym
teksturom, jak i dynamicznych, chwytliwych, a mimo to stosunkowo ciężkich
zagrań z pogranicza Hard & Heavy z lat 80-tych. Rzecz jasna całą płytę
wypełniają chwytliwe, energetyczne, pełne wigoru melodie, które nierzadko
zapadają w pamięć i można je sobie od czasu do czasu zanucić pod nosem. Gdyby
ktoś zapytał mnie o inspiracje muzyków, to powiedziałbym, że leżą one gdzieś na
przecięciu twórczości ThinLizzy, Iron Maiden, Whitesnake i Deep Purple, choć
zaznaczam, że to mój, czysto subiektywny punkt widzenia. Choć sama muzyka, jak
już wspominałem czerpie pełnymi garściami z przebogatej spuścizny klasycznego
metalu sprzed czterech dekad, to jednak brzmienie, jakim oparzono te wałki,
oparte jest już na współczesnych kanonach produkcyjnych, więc „Cakes...”
posiada soczysty, mocny, a zarazem przestrzenny sound i potrafi dzięki temu
niezgorzej kopnąć w cztery litery. Konkretna, rasowa płytka, którą powinni się
zainteresować przede wszystkim fani konwencjonalnych form metalowej sztuki,
choć i pozostałych do tego zachęcam.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz