czwartek, 6 lipca 2023

Recenzja / A review of Blasphemous Fire „Beneath the Darkness”

 

- FOR ENGLISH SCROLL DOWN - 


Blasphemous Fire

„Beneath the Darkness”

Godz ov War 2023

Umarł Summon, niech żyje Blasphemous Fire, chciałoby się rzec. Zresztą nie bezpodstawnie, bowiem poza faktem, iż trzon zespołu stanowią ci sami ludzie, to i muzyka jest logiczną kontynuacją tego, co rodziło się na „Easthetic of Demise” a następnie rosło. Po dwóch EP-kach i dwóch pełniakach, z których ten ostatni do dziś nie doczekał się wydania, głównego kompozytora dopadł covidowy kryzys twórczy, przez co już zaczynałem tracić nadzieję, że chłop się podniesie. No i oto, niczym Fenix z popiołów, Portugalczyk powstaje z „Beneath the Darkness”. Bez zbytecznej analizy dogłębnej, bowiem ta zdaje mi się zbędna, najbardziej dojrzałym i rozwiniętym albumem jaki kiedykolwiek udało mu się zarejestrować. Jednocześnie nie mniej mrocznym i obskurnym niż wspomniane wcześniej wydawnictwa Summon. Po krótkim wstępie z cytatem słów Charlesa Mansona, zalewa nas lawa. Co powala, to jej ciężar. Brzmienie jest na tym albumie fenomenalne, będące idealną wypadkową pomiędzy totalnym gruzem i ciężarem a doskonałą czytelnością. Czuć tu każde szarpnięcie struny basu, każde uderzenie w werbel, czy mocno podbijające całość stopy. Odrobinę wycofane gitary tworzą z kolei coś w rodzaju hipnotycznej kotary dymnej, otaczającej słuchacza ze wszystkich stron, chwilami nie do zniesienia dusznej i zacieśniającej kręgi, gdzie indziej czarującą przewijającymi się jakby zza ściany melodiami. Panowie nie spieszą się zbytnio. Raczej niczym olbrzymi wąż, sączą powolnie akordy, wciągając nasze truchło coraz głębiej i głębiej. Kompozycje Blasphemous Fire nie są bynajmniej monotonne. Panowie potrafią zaskakiwać, zmieniać harmonie, mamić i oszukiwać, do chwili, gdy nagle zdamy sobie sprawę, że oto już jesteśmy w żołądku tej okropnej bestii. Bestii przemawiającej dość głębokim growlem, choć tak przejmującym i rytualnym, że ciężko się mu oprzeć. Ten krążek jest niesamowicie uzależniający, mimo iż w sumie nie wnosi do gatunku nic nowego. Zawiera jednak w sobie wszystkie najistotniejsze elementy gruzowego amalgamatu death i black metalu, wliczając w to także tajemnicze, ambientowe wstawki czy momenty mocno oddziaływujące na wyobraźnię. Nie jest też jednocześnie oczywisty i przewidywalny. I bynajmniej nie da się odłożyć na półkę po kilku rundach. Komu metal musi być gęsty jak smoła, ten znajdzie w tych dziewięciu kompozycjach wszystko, czego szuka. Rozczarowań nie przewiduję.

- jesusatan

 

Blasphemous Fire

"Beneath the Darkness"

Godz ov War 2023

 

Summon is dead, long live Blasphemous Fire, one would like to say. Anyway, it's not unfounded, because apart from the fact that the core of the band is the same people, the music is also a logical continuation of what was born on "Easthetic of Demise" and then kept growing. After two EPs and two full-lengths, the latter of which still hasn't been released, the main composer was hit by a Covidian creative crisis, which made me already start to lose hope that the guy would ever recover. Well, lo and behold, like a Fenix from the ashes, the Portuguese rises with "Beneath the Darkness". Without a superfluous in-depth analysis, because it seems redundant to me, the most mature and developed album he has ever managed to record. At the same time, no less dark and outlandish than the aforementioned Summon releases. After a brief introduction with a quote of Charles Manson's words, we are flooded with lava. What knocks you down is its weight. The sound is phenomenal on this album, being the perfect balance between total debris and heaviness and excellent readability. You can feel every tug of the bass strings here, every hit of the snare drum, or the drum-kicks boosting the whole thing up. The slightly withdrawn guitars, in turn, create a kind of hypnotic smokescreen, surrounding the listener from all sides, at times unbearably stuffy and tightening the circles, in other parts enchanting with melodies scrolling as if from behind a wall. The gentlemen are not in a great hurry. Rather, like a giant snake, they ooze slow chords, drawing our carcass deeper and deeper. Blasphemous Fire's compositions are by no means monotonous. The gentlemen know how to surprise, change harmonies, confuse and deceive, until we suddenly realize that here we are already in the stomach of this terrible beast. A beast that speaks with a rather deep growl, though so poignant and ritualistic that it's hard to resist. This album is incredibly addictive, despite the fact that overall it doesn't bring anything new to the genre. However, it contains all the essential elements of a gruesome amalgam of death and black metal, including also mysterious, ambient interludes or moments strongly affecting the imagination. Nor is it both obvious and predictable. And by no means can be shelved after a few rounds. Whoever needs metal to be dense as tar, will find everything they are looking for in these nine compositions. I don't foresee any disappointments.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz