Tsjuder
„Helvegr”
Season Of Mist 2023
Tsjuder,
któż ich nie zna. Założona w 1993 roku grupa, która po wielu perturbacjach w
dwutysięcznym wydała wreszcie swój debiut, właśnie powraca z szóstym albumem.
Kapela ta należy do grupy norweskich zespołów, hołdującym specyficznemu graniu.
Black metal w wykonaniu 1349, Taake czy Nattefrost, no i oczywiście Tsjuder,
zawsze odbiegał w pewien sposób od protoplastów. Wyżej wymienieni wykonawcy,
kierowali się raczej w stronę wojowniczego podejścia, jeśli chodzi o ten
gatunek. Zresztą w życiu prywatnym dopuszczali się również gwałtownych czynów,
co znalazło odzwierciedlenie w ich twórczości. Najnowsza „Helvegr” jest
intensywną jazdą. Dźwięki płyną tutaj szybko i nie oglądając się na nikogo prą
ostro do przodu. Mogłoby się zdawać, że to taki norweski Marduk, ale nic
bardziej mylnego. Owszem, skojarzenia są oczywiste, lecz ten charakterystyczny
pierwiastek kraju ze stolicą w Oslo jest tu widoczny jak diabli. Tsjuder co
potrzeba ma w swojej krwi. W bezkompromisowe akordy wplata również wiele
zapożyczeń od swoich ziomków. W utworach słychać wiele wpływów z muzyki
Gorgoroth, Satyricon czy też Immortal. Wszystko ubrane w brutalne szaty
zrodziło „Helvegr”. To najmocniejsza produkcja w historii tej grupy. Pełna
wściekłości i satanicznej nienawiści. Zagrana z należytym feelingiem, którego
tej nacji odmówić nie można. Zimne gitary, właściwy od lat dla Tsjuder bas, precyzyjnie
za nimi podążająca perkusja no i siarczyste wokale. Chaos i zniszczenie, lekko
przystopowane przez tytułowy numer, będący wzniosłą deklaracją przeciwko
wszystkiemu i przypieczętowaniem norweskości. Silny kawałek black metalu, o
lawinowym przebiegu, który nie zostawia jeńców, a nawet pastwiąc się nad nimi,
ucina im języki i wydłubuje oczy. Zakończony przytomnie umieszczonym, na sam
koniec, kojącym po tej burzy instrumentalnym wałkiem. Puryści będą zachwyceni
zaś wielbiciele „miłosnych” odpływów spierdolą, gdzie pieprz rośnie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz