Transgressor
„Beyond Oblivion”
Me Saco Un Ojo / Sewer Rot / Unholy Domain 2023
Powroty, powroty… Z tymi bywa różnie. Niektóre
zespoły nagrywają po latach płytę, która okazuje się być nikomu do niczego
niepotrzebnym klocem, inne zaskakują materiałem niemal dorównującym swoim
klasycznym dokonaniom. Japoński Transgressor, mimo iż jakieś jego wydawnictwa
ukazywały się od czasu do czasu, aczkolwiek zawierały materiały archiwalne,
ostatni materiał zarejestrował bez mała ćwierć wieku temu. I nie wiem, czy był
na tej planecie jeszcze ktokolwiek, kto spodziewał się, iż kitajce znów poczują
twórczy głód i zaprezentują nam nowe numery. Aż tu „Bum!”, i mamy. Co prawda
nie pełen album, ale pięć kawałków, do kupy dwadzieścia pięć minut muzyki.
Muzyki, do której podszedłem z, oczywistym chyba, dystansem. I powiem wam
wprost – zmiotło mnie z planszy. Z kilku powodów. Przede wszystkim zaskoczyła
mnie różnorodność tego materiału. Znajdziemy tu dość siermiężny, oparty w sporej
części o d-beat „Death Heaven”, otwierany blastem a następnie zmieniający tempo
niczym pijany cyklista „Stuck In Limbo”, instrumentalny, walcowaty, z lekka
zalatujący nawet stonerem „Infiltration” oraz dwa zdecydowanie krótsze numery,
z których jeden będący czymś w rodzaju interludium, a ostatni najbardziej na
tym wydawnictwie walący szwedzizną. Przekrój dość spory, ale wszystko to
spięte, i to niebywale szczelnie, klamrą oldskull death metalu. I to jest
właśnie drugie primo, ultimo. Ten materiał cyka jakby nagrany został w czasach,
kiedy świat poznał „Ether For Scapegoat”. Czuć w tych nagraniach autentyczność
i ducha starych czasów. Dlatego też daleki jestem od przytaczania tutaj
imiennych porównań, bowiem faktem jest, iż Transgressor na przełomie lat osiemdziesiątych
i dziewięćdziesiątych scenę deathmetalową współtworzył. Powiem wam, że jestem
delikatnie zszokowany, że po tylu latach niebytu zespół ten był w stanie nagrać
tak silny album. Czy tam mini, jeden pies. W ogóle nie zauważa się tutaj tak długiego
rozbratu muzyków ze sceną. Bardziej śmierdzi mi to jakimś spiskiem pod tytułem
„Legenda o Disneyu”, czyli ktoś chłopaków zahibernował, a że nastąpiło globalne
ocieplenie, to się w końcu odmrozili, i nadal myślą, że mamy dziewięćdziesiąty
trzeci. No szczerze, nie spodziewałem się po tym, nieco zapomnianym już,
składzie aż tak dobrych piosenek. Jako iż mój apetyt został mocno pobudzony,
mam wielką nadzieję, że „Beyond Oblivion” jest jedynie zabawką czegoś
większego, co już niedługo po raz kolejny potwierdzi wielką klasę Japończyków. Ciebie
prosimy…
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz