czwartek, 20 lipca 2023

Recenzja Transgressor „Beyond Oblivion”

 

Transgressor

„Beyond Oblivion”

Me Saco Un Ojo / Sewer Rot / Unholy Domain 2023

Powroty, powroty… Z tymi bywa różnie. Niektóre zespoły nagrywają po latach płytę, która okazuje się być nikomu do niczego niepotrzebnym klocem, inne zaskakują materiałem niemal dorównującym swoim klasycznym dokonaniom. Japoński Transgressor, mimo iż jakieś jego wydawnictwa ukazywały się od czasu do czasu, aczkolwiek zawierały materiały archiwalne, ostatni materiał zarejestrował bez mała ćwierć wieku temu. I nie wiem, czy był na tej planecie jeszcze ktokolwiek, kto spodziewał się, iż kitajce znów poczują twórczy głód i zaprezentują nam nowe numery. Aż tu „Bum!”, i mamy. Co prawda nie pełen album, ale pięć kawałków, do kupy dwadzieścia pięć minut muzyki. Muzyki, do której podszedłem z, oczywistym chyba, dystansem. I powiem wam wprost – zmiotło mnie z planszy. Z kilku powodów. Przede wszystkim zaskoczyła mnie różnorodność tego materiału. Znajdziemy tu dość siermiężny, oparty w sporej części o d-beat „Death Heaven”, otwierany blastem a następnie zmieniający tempo niczym pijany cyklista „Stuck In Limbo”, instrumentalny, walcowaty, z lekka zalatujący nawet stonerem „Infiltration” oraz dwa zdecydowanie krótsze numery, z których jeden będący czymś w rodzaju interludium, a ostatni najbardziej na tym wydawnictwie walący szwedzizną. Przekrój dość spory, ale wszystko to spięte, i to niebywale szczelnie, klamrą oldskull death metalu. I to jest właśnie drugie primo, ultimo. Ten materiał cyka jakby nagrany został w czasach, kiedy świat poznał „Ether For Scapegoat”. Czuć w tych nagraniach autentyczność i ducha starych czasów. Dlatego też daleki jestem od przytaczania tutaj imiennych porównań, bowiem faktem jest, iż Transgressor na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych scenę deathmetalową współtworzył. Powiem wam, że jestem delikatnie zszokowany, że po tylu latach niebytu zespół ten był w stanie nagrać tak silny album. Czy tam mini, jeden pies. W ogóle nie zauważa się tutaj tak długiego rozbratu muzyków ze sceną. Bardziej śmierdzi mi to jakimś spiskiem pod tytułem „Legenda o Disneyu”, czyli ktoś chłopaków zahibernował, a że nastąpiło globalne ocieplenie, to się w końcu odmrozili, i nadal myślą, że mamy dziewięćdziesiąty trzeci. No szczerze, nie spodziewałem się po tym, nieco zapomnianym już, składzie aż tak dobrych piosenek. Jako iż mój apetyt został mocno pobudzony, mam wielką nadzieję, że „Beyond Oblivion” jest jedynie zabawką czegoś większego, co już niedługo po raz kolejny potwierdzi wielką klasę Japończyków. Ciebie prosimy…

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz