sobota, 8 lipca 2023

Recenzja Sacrenoir „Comme Des Revenants Parmi Les Ruines”

 

Sacrenoir

„Comme Des Revenants Parmi Les Ruines”

Sepulchral Productions 2023

Pewnego dnia, roku przedpandemicznego 2019, dwaj kanadyjscy muzycy znani z udziału w takich kapelach jak Forteresse i Monarque postanowili założyć nowy projekt. Po pojawieniu się na pewnym splicie i wydaniu epki, dorobili się w końcu debiutanckiej płyty, która nieco odbiega od standardów black metalu powszechnie, no może poza kilkoma wyjątkami, obowiązującymi na tamtejszej ziemi. Mowa tu oczywiście o modelu nawiązującym do skandynawskiego, bo przecież ten typ muzyki posiada wiele odsłon, a trzeba mieć jasność. Zapowiedziany jako klasyczny black metal lat dziewięćdziesiątych, mający być niejako „czarną owcą” na scenie Quebecu, zapewne spełnia tą rolę. Po przesłuchaniu tej produkcji mam wrażenie, że Sacrenoir stoi wyraźnie w rozkroku między początkiem drugiej fali, a „romantyzmem” Kanadyjczyków. Pierwszy kawałek to mieszanka tych dwóch sposobów na sataniczne granie. Jest zimno, zadzierżyście, ale melodyjna epickość często wyrywa się na pierwszy plan. Wraz z drugim utworem „Portail Vampirique” następuje zwrot w kierunku Norwegii, a to niesie ze sobą skojarzenia z Darkthrone po „Total Death”. Średnie tempo, drapiące riffy i mizantropia kontynuowana są na kolejnym „Etouffes Par Les Flammes”, który to szybszym i lodowatym kostkowaniem skręca w rejony bliskie Gorgoroth. Czwarty „The Blade Of Satan” to znów mieszanka tanecznych rytmów i północnoeuropejskiej wściekłości. Piąty za sprawą charakterystycznego basu przywodzi mocne skojarzenia z Carpathian Forest i innymi klasykami tamtej sceny. Gdy nadchodzi czas na „Le Puits Du Diable” zatapiamy się we wspomnieniach związanymi z Bathory. Surowe gitary, groźne thrashowe riffy oraz punkowa sekcja to wizytówka tej kompozycji. Nie należy zapomnieć o pojawiającej się w niej solówce, utwierdzającej w przekonaniu, że twórczość Szweda była inspiracją do napisania tego numeru. Siódmy „Aux Portes De L’enfer” powraca do konsolidacji kanadyjskich i skandynawskich motywów. Chmurne akordy przeplatają się w nim z chwytliwymi momentami, co powoduje małą konsternację. Ósmy przywdziany jest od stóp do głów w bajeczny black metal, który w żadnym razie nie wyprze się, że jest z Quebecu. Kończący tą produkcję „Parmi Les Ruines” zdaje się być ukłonem w stronę elektronicznych dokonań Varga. Tak zatem w skrócie kształtuje się obraz „Comme Des Revenants Parmi Les Ruines”. Gdyby wyciąć z niej wszystkie elementy odnoszące się do kapel z Kanady, otrzymalibyśmy czysto norweski black metal z końcówki poprzedniego wieku, łączący w sobie kilka niezłych patentów, z których słynęli niegdyś muzycy z północy naszego kontynentu. Niemniej jednak jest to dobre wydawnictwo, pełne chłodu, nihilizmu i drapieżności, a jego melodyjność aż tak nie kłuje w dupę, bo w sumie przeważa tu raczej stanowcze podejście do rogacizny. Duży plus za świetne wokale. Polecam.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz