YAAROTH
„The
Man In The Wood” (Re-Issue)
I,
Voidhanger Records 2023
Zespół, którego pierwszą pełną
płytę będę chciał Wam teraz nieco przybliżyć w chwili powstania, czyli w 2011
roku nazwał się Yarrow. Nikt nie wie (zapewne poza samymi muzykami grupy, choć
i to nie jest takie pewne), kiedy dokładnie Yarrow przeszedł mutację i w jego
miejsce powstał Yaaroth. Z ich pierwszym albumem jest podobnie. Wiadomo jednie,
że powstał gdzieś tam w 2020 roku, w wersji cyfrowej i tyle. Pierwszą,
konkretną i umiejscowioną dokładnie na osi czasu informacją jest zatem ta, że
„The Man In The Wood” został odrestaurowany i ponownie wydany pod banderą I,
Voidhanger Records w wersji digital i limitowanego do 200 kopii cd, a miało to
miejsce 03.03.2023 r. Muzykę także możemy zidentyfikować, choć nie należy ona
do gatunku banalnych, łatwych do opisania i oczywistych. Niezaprzeczalną
dominantą tego materiału jest zagęszczony, ciężki Doom Metal tradycyjnej szkoły
gatunku. Królują tu więc wgniatające w glebę beczki, maziste, zabagnione linie
basu, smoliste, przeciągane, klasycznie tłuste riffy poparte wyśmienitymi
partiami solowymi i mocne, rezonujące w przestrzeni wokale o ponurych
rejestrach. W pas kłaniają się najlepsze produkcje Black Sabbath, Candlemass,
Saint Vitus, The Obssessed, Pentagram, Trouble, Count Raven, czy Cirith Ungol.
Do owych kanonicznych wręcz w swym wyrazie dźwięków dodano szczyptę grobu
(druga część wałka „God of Panic”), co zdecydowanie podniosło walory smakowe
tej produkcji, dosyć sporą porcję kwaśnych, psychodelicznych struktur rodem z
lat 70-tych, oraz dużą miarkę zagrywek charakterystycznych dla kręgów
progresywnych (objawiają się one najczęściej w niestabilnych, basowych
hołubcach, oraz w nietypowym kształcie niektórych akordów). Nie brak tu
również, opartych na wiosłach, akustycznych pejzaży, neoklasycznych, ludowych
melodii tworzonych z wykorzystaniem instrumentów dętych, drewnianych, jak i
dwuznacznych rozwiązań z pogranicza jazzu i swingu. Sporo tu jeszcze różnorakich,
pomniejszych smaczków i zdobnych koronek, jednak trzeba się dosyć mocno wgryźć
w ten album, aby je odkryć. Niewątpliwie „The Man…” to płyta kreatywna i
wielowymiarowa. Ja jednak nie do końca ją trawię. Póki wir ten obraca się wokół
tematów Doom Metalowych (nawet tych bardziej popapranych), to ja jestem jak
najbardziej na tak, jednak ucieczka w zadymione rejony prog-rocka, czy miękkie,
jazzujące lamenty z wyrafinowanym dysonansem zapożyczonym od King Crimson już
mnie jakoś specjalnie nie rajcuje. Brzmienie także mogłoby być zdecydowanie
bardziej soczyste i tłuste, bo choć ma ono niewątpliwie urzekający szlif,
nieznacznie tylko lepszy od surowej jakości demo, to jednak nie mogę oprzeć się
wrażeniu, że świadomie poświęcono tu ciężar na rzecz czystości i przejrzystości
tych dźwięków. Na współczesnej, zatłoczonej scenie, Yaaroth to twór
nietuzinkowy, posiadający nieco odmienną wizję swojej muzyki, jednak ich
„Człowiek w Lesie”, to płytka, która w ostatecznym rozrachunku mnie nie
przekonuje (zwłaszcza jej druga część) i do której już raczej nie wrócę.
Dobrze, że I, Voidhanger Records okroiła nieco ten krążek, gdyż w pierwotnej
wersji zawierał on jeszcze alternatywne mix’y dwóch wałków trwające łącznie
prawie 18 minut. Obawiam się, że to mogłoby być już dla mnie nie do przejścia.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz