poniedziałek, 31 lipca 2023

Recenzja YAAROTH „The Man In The Wood”

 

YAAROTH

„The Man In The Wood” (Re-Issue)

I, Voidhanger Records 2023

 


Zespół, którego pierwszą pełną płytę będę chciał Wam teraz nieco przybliżyć w chwili powstania, czyli w 2011 roku nazwał się Yarrow. Nikt nie wie (zapewne poza samymi muzykami grupy, choć i to nie jest takie pewne), kiedy dokładnie Yarrow przeszedł mutację i w jego miejsce powstał Yaaroth. Z ich pierwszym albumem jest podobnie. Wiadomo jednie, że powstał gdzieś tam w 2020 roku, w wersji cyfrowej i tyle. Pierwszą, konkretną i umiejscowioną dokładnie na osi czasu informacją jest zatem ta, że „The Man In The Wood” został odrestaurowany i ponownie wydany pod banderą I, Voidhanger Records w wersji digital i limitowanego do 200 kopii cd, a miało to miejsce 03.03.2023 r. Muzykę także możemy zidentyfikować, choć nie należy ona do gatunku banalnych, łatwych do opisania i oczywistych. Niezaprzeczalną dominantą tego materiału jest zagęszczony, ciężki Doom Metal tradycyjnej szkoły gatunku. Królują tu więc wgniatające w glebę beczki, maziste, zabagnione linie basu, smoliste, przeciągane, klasycznie tłuste riffy poparte wyśmienitymi partiami solowymi i mocne, rezonujące w przestrzeni wokale o ponurych rejestrach. W pas kłaniają się najlepsze produkcje Black Sabbath, Candlemass, Saint Vitus, The Obssessed, Pentagram, Trouble, Count Raven, czy Cirith Ungol. Do owych kanonicznych wręcz w swym wyrazie dźwięków dodano szczyptę grobu (druga część wałka „God of Panic”), co zdecydowanie podniosło walory smakowe tej produkcji, dosyć sporą porcję kwaśnych, psychodelicznych struktur rodem z lat 70-tych, oraz dużą miarkę zagrywek charakterystycznych dla kręgów progresywnych (objawiają się one najczęściej w niestabilnych, basowych hołubcach, oraz w nietypowym kształcie niektórych akordów). Nie brak tu również, opartych na wiosłach, akustycznych pejzaży, neoklasycznych, ludowych melodii tworzonych z wykorzystaniem instrumentów dętych, drewnianych, jak i dwuznacznych rozwiązań z pogranicza jazzu i  swingu. Sporo tu jeszcze różnorakich, pomniejszych smaczków i zdobnych koronek, jednak trzeba się dosyć mocno wgryźć w ten album, aby je odkryć. Niewątpliwie „The Man…” to płyta kreatywna i wielowymiarowa. Ja jednak nie do końca ją trawię. Póki wir ten obraca się wokół tematów Doom Metalowych (nawet tych bardziej popapranych), to ja jestem jak najbardziej na tak, jednak ucieczka w zadymione rejony prog-rocka, czy miękkie, jazzujące lamenty z wyrafinowanym dysonansem zapożyczonym od King Crimson już mnie jakoś specjalnie nie rajcuje. Brzmienie także mogłoby być zdecydowanie bardziej soczyste i tłuste, bo choć ma ono niewątpliwie urzekający szlif, nieznacznie tylko lepszy od surowej jakości demo, to jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że świadomie poświęcono tu ciężar na rzecz czystości i przejrzystości tych dźwięków. Na współczesnej, zatłoczonej scenie, Yaaroth to twór nietuzinkowy, posiadający nieco odmienną wizję swojej muzyki, jednak ich „Człowiek w Lesie”, to płytka, która w ostatecznym rozrachunku mnie nie przekonuje (zwłaszcza jej druga część) i do której już raczej nie wrócę. Dobrze, że I, Voidhanger Records okroiła nieco ten krążek, gdyż w pierwotnej wersji zawierał on jeszcze alternatywne mix’y dwóch wałków trwające łącznie prawie 18 minut. Obawiam się, że to mogłoby być już dla mnie nie do przejścia.         

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz