Decoherence
„Order”
Sentient
Ruin Laboratories 2023
Decoherence to stosunkowo nowa nazwa na rynku
muzycznym, aczkolwiek zarazem systematycznie płodna. Panowie zawiązali się
bowiem zaledwie pięć lat wstecz, a już mają na koncie dwa pełne albumy, split z
Albionic Hermeticism oraz pięć EP-ek. Mało to nie jest, a mimo to, album numer
trzy to moje pierwsze spotkanie z muzyką Brytoli. „Order” to muzyka bardzo
specyficzna. Label sygnuje ten materiał jako eksperymentalny black metal. Nie
wiem, może i taki slogan faktycznie tutaj pasuje, jednak jeśli jednocześnie
przyjdzie wam równocześnie do głowy myśl o jakichś innowacjach, to od razu
zaznaczę, iż połączone w tych sześciu kompozycjach składowe bynajmniej szlaków
górskich nie wytyczają. Pierwsze lepsze porównanie, i to żeby nie grzebać zbyt
bardzo w odmętach przeszłości, to, nieistniejący już niestety, holenderski
Dodecahedron czy też chwilami szwajcarski Darkspace. Choć oczywiście nie tylko
i nie dosłownie. Główną myślą jest tutaj całkowite odhumanizowanie. Trzeba
otwarcie przyznać, że dźwięki te są mocno industrialne, pokręcone i niełatwe w
odbiorze. Ze słowem „industrialne” często w parze idą automaty perkusyjne, ale
w tym przypadku, jeśli oczywiście się nie mylę, i ten instrument został
odegrany przez człowieka. Nie przeszkadza to jednak odnieść wrażenia, iż
pracuje on bardzo automatycznie i nieludzko, tworząc zazwyczaj blastowy podkład
do bardzo intensywnie pracujących gitar. Z tworzonej przez nie ściany dźwięku
co jakiś czas wysuwają się a co schizofreniczne, hipnotyzujące, czasem
dysonansowe akordy, powodujące, że wdzierająca się do uszu nawałnica nabiera
odpowiedniej kolorystyki. Podobnie dzieje się w przypadku chwilowych zwolnień,
gdzie deszcz meteorytów na chwilę ustaje a naszym oczom jawi się pełen pięknych
gwiazd nieboskłon. Muzyka Decoherence przez cały czas trwania tego krążka
utrzymuje jednak silnie blackmetalowego, chłodnego, a jednocześnie ciut
futurystycznego ducha. Ducha przemawiającego wściekłymi, nieco tłumionymi i
kompletnie nieczytelnymi głosami, po raz kolejny wymuszającymi przymiotnik
„antyludzki”. „Order” nie jest może albumem jakoś specjalnie złożonym, a mimo
to nie wykłada na stół wszystkich kart już w pierwszym rozdaniu. Aby zauważyć i
zakodować wszystkie kryjące się na nim smaczki zalecane jest przynajmniej kilka
sesji odsłuchowych. I na koniec jeszcze jedno, może i banalne stwierdzenie, ale
w tej muzyce naprawdę czai się zło. I wtapia się w umysł niczym kleszcz. Zanim
je dostrzeżesz, jesteś „Order” zainfekowany. Bardzo mocna rekomendacja.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz