„The Profound Recreant”
Redefining Darkness Records 2023
Trzeci
album długogrający Angerot to płytka, która z pewnością przypadnie do gustu
wszystkim maniakom Metalu Śmierci, (a jeżeli nie wszystkim, gdyż malkontenci
zawsze się znajdą, to przynajmniej większości). Horda z Południowej Dakoty na
krążku tym dopierdoliła bowiem, tak, że aż serce rośnie. „The Profound Recreant”
to więc prawie 39 minut Death Metalowego mielenia osadzonego bardzo głęboko w
klasycznej, bluźnierczej szkole gatunku zza wielkiej wody. Jak to zwykle bywa w
tym stylu, napotkamy tu gęste w chuj, miażdżące bębny, wyrywający wnętrzności,
gruby bas, potężne, intensywne, złowrogie riffy o wielu permutacjach, które
dopasowując się do zmian tempa, podkreślają dynamikę i ciężar, kunsztowne
solówki, oraz rasowe, gardłowe growle o
zdecydowanie bluźnierczym wydźwięku. Słychać w tej muzie pewne pokrewieństwo z
twórczością Morbid Angel, Diabolic, czy Hate Eternal, powiedziałbym jednak, że
to koligacja co najwyżej trzeciego stopnia. Zespół niejako rewitalizuje jednak
na tej produkcji amerykańską klasykę, wplatając w ten bestialski materiał riffy
o teksturach piły łańcuchowej zainfekowane głęboką miłością do przesteru Boss
HM-2, jak i odrobinę jadowitych, Black/Death Metalowych rozwiązań okraszonych parapetem
o rytualnym klimacie. Usłyszymy tu więc także chropowate, postrzępione,
rozrywające wiosła charakterystyczne dla skandynawskich produkcji spod znaku
Grave, Dismember, czy Vomitory, jak i agresywne, obrazoburcze fragmenty w stylu
Behemoth, Hate i Belphegor. Tych czarcich patentów jest tu jednak raczej
niewiele i są one użyte tylko po to, aby zaakcentować trochę mocniej mroczną
atmosferę i diabelskie wibracje obecne niewątpliwie na tym albumie. „The
Profound Recreant” to krążek zawierający całą paletę destrukcyjnych artefaktów
Metalu Śmierci, poczynając na doskonałych aranżacjach gitar, poprzez wściekłe
harmonie, rytmiczne przesunięcia, techniczne smaczki, nawiedzone, przesiąknięte
ciemnością zapętlenia na interakcji basu i bębnów skończywszy. Siła tego
materiału leży także w tym, że każdy z zawartych tu dziewięciu wałków ma
odrębną, własną tożsamość, ale złożone razem do kupy tworzą zwarty, spójny
album, który łamie kręgosłupy i miażdży czaszki. Trzeci pełniak Angerot jest
niczym Polski bigos. Najlepiej smakuje wraz z upływem czasu, gdy kilka razy się
go podgrzeje. Wierzcie mi, mnóstwo rzeczy się tu dzieje, trzeba tylko poświęcić
tej płycie kilka chwil, aby móc w pełni się nimi rozkoszować. Wyborny materiał
(przynajmniej jak dla mnie). Polecam go więc czysto subiektywnie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz