niedziela, 23 lipca 2023

Recenzja ANGEROT „The Profound Recreant”

 

ANGEROT

„The Profound Recreant”

Redefining Darkness Records 2023

 


Trzeci album długogrający Angerot to płytka, która z pewnością przypadnie do gustu wszystkim maniakom Metalu Śmierci, (a jeżeli nie wszystkim, gdyż malkontenci zawsze się znajdą, to przynajmniej większości). Horda z Południowej Dakoty na krążku tym dopierdoliła bowiem, tak, że aż serce rośnie. „The Profound Recreant” to więc prawie 39 minut Death Metalowego mielenia osadzonego bardzo głęboko w klasycznej, bluźnierczej szkole gatunku zza wielkiej wody. Jak to zwykle bywa w tym stylu, napotkamy tu gęste w chuj, miażdżące bębny, wyrywający wnętrzności, gruby bas, potężne, intensywne, złowrogie riffy o wielu permutacjach, które dopasowując się do zmian tempa, podkreślają dynamikę i ciężar, kunsztowne solówki, oraz  rasowe, gardłowe growle o zdecydowanie bluźnierczym wydźwięku. Słychać w tej muzie pewne pokrewieństwo z twórczością Morbid Angel, Diabolic, czy Hate Eternal, powiedziałbym jednak, że to koligacja co najwyżej trzeciego stopnia. Zespół niejako rewitalizuje jednak na tej produkcji amerykańską klasykę, wplatając w ten bestialski materiał riffy o teksturach piły łańcuchowej zainfekowane głęboką miłością do przesteru Boss HM-2, jak i odrobinę jadowitych, Black/Death Metalowych rozwiązań okraszonych parapetem o rytualnym klimacie. Usłyszymy tu więc także chropowate, postrzępione, rozrywające wiosła charakterystyczne dla skandynawskich produkcji spod znaku Grave, Dismember, czy Vomitory, jak i agresywne, obrazoburcze fragmenty w stylu Behemoth, Hate i Belphegor. Tych czarcich patentów jest tu jednak raczej niewiele i są one użyte tylko po to, aby zaakcentować trochę mocniej mroczną atmosferę i diabelskie wibracje obecne niewątpliwie na tym albumie. „The Profound Recreant” to krążek zawierający całą paletę destrukcyjnych artefaktów Metalu Śmierci, poczynając na doskonałych aranżacjach gitar, poprzez wściekłe harmonie, rytmiczne przesunięcia, techniczne smaczki, nawiedzone, przesiąknięte ciemnością zapętlenia na interakcji basu i bębnów skończywszy. Siła tego materiału leży także w tym, że każdy z zawartych tu dziewięciu wałków ma odrębną, własną tożsamość, ale złożone razem do kupy tworzą zwarty, spójny album, który łamie kręgosłupy i miażdży czaszki. Trzeci pełniak Angerot jest niczym Polski bigos. Najlepiej smakuje wraz z upływem czasu, gdy kilka razy się go podgrzeje. Wierzcie mi, mnóstwo rzeczy się tu dzieje, trzeba tylko poświęcić tej płycie kilka chwil, aby móc w pełni się nimi rozkoszować. Wyborny materiał (przynajmniej jak dla mnie). Polecam go więc czysto subiektywnie.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz