Mütterlein
“Amidst the Flames, May Our
Organs Resound”
Debemur Morti 2025
No to mamy trzeci album francuskiego Mütterlein,
czyli solowego projektu jednej z nielicznych babek, które, tworząc solowo,
potrafią mnie swoją muzyką zauroczyć. I to nie „nielicznych” dlatego, że jestem
seksistą, bo tak naprawdę, to na takiego się czasem tylko zgrywam. Taki stan
rzeczy spowodowany jest tym, że faktycznie Marion ma coś własnego do
powiedzenia, i, przede wszystkim, potrafi się muzycznie wysłowić. „Admist the
Flames, May Our Organs Respond” to kolejny jej album, który wymyka się
jednoznacznej kategoryzacji. Jednocześnie album, którego dysekcja mija się z
jakimkolwiek celem. Z bardzo prostego powodu – on jest nierozerwalnym
monolitem, mimo iż stworzonym ze składników niejednokrotnie stojących od siebie
w sporej odległości. Żeby było od początku jasne, muzyka tworzona przez Mütterlein
należy zdecydowanie do tej, z gatunku niemetalowych. Zarazem jest tak
niesamowicie wciągająca, intrygująca i niebanalna, że równać się może z
wydawnictwami Aesthetic Death, którą to wytwórnię cenię sobie właśnie za
wydawnictwa z etykietką non-metal. Te czterdzieści minut to pewnego rodzaju
podróż, narkotyk, doświadczenie… Zwał jak zwał. Dla niektórych może to być
nawet muzyka relaksacyjna. Krążek ten zawiera niesamowicie bogaty amalgamat gatunków,
przez industrial, ambient, noise, doom metal, post punk, czy wszelkiego rodzaju
inne granie z gatunku „post”. Istotą tworzonych przez Marion dźwięków jest ich
niesamowity i niepowtarzalny klimat. To nie są, pod żadnym względem,
„piosenki”. To uczucia przelane na pięciolinię. Głównie te negatywne. Będące
pewnego rodzaju sonicznym ekshibicjonizmem (albo swoistym katharsis), choć
zrozumiałym tylko dla tych, którzy ową nagość ujrzeć potrafią. Bo nie jest to
jednocześnie muzyka łatwa. Ona wymaga nastrojenia się na te same
częstotliwości, na których nadaje źródło. Odbiór tych siedmiu kompozycji może
być skrajnie indywidualny i zależy od stopnia wtopienia się w tworzony przez
autorkę klimat, wizje, alternatywną rzeczywistość. Bo „Admist the Flames, May
Our Organs Respond” jest tak naprawdę bytem równoległym, jednocześnie stanowiącym
remedium dla wszystkiego, co „typowe”, nie tylko w muzyce. To pewnego rodzaju
pigułka, czerwona lub niebieska, wszystko zależy od tego, którą preferujesz. Ja
wybieram niebieską… bo nie chcę się budzić z tego snu.
-
jesusatan

















