At the Altar of the Horned God
“Heart of Silence”
I, Voidhanger 2023
No,
w końcu. Na ten krążek czekałem bardzo niecierpliwie, bo mimo iż debiut
Hiszpanów nie ukazał się jakoś specjalnie dawno, to zrobił na mnie piorunujące
wrażenie i pozostawił w wielkim niedosycie. Jest i następca, Serce Ciszy,
materiał zawierający osiem kompozycji i zamykających się w czterdziestu
minutach muzyki. Materiał… inny. Dość mocno różniący się od „Through Doors of
Moonlight”. Otwierający całość utwór oparty jest na transowym, powtarzanym niczym mantra wersie recytowanym
przy akompaniamencie dość oszczędnych gitar. W następnym „Closing Circle”
pojawiają się szorstkie wokale przeplatane czystym śpiewem. Na scenę wchodzi
dość mocno obecny także w późniejszych momentach tamburyn, oraz rytualne,
monotonne bębny. Płyną też klawiszowe tła, dosadnie koloryzujące muzyczną podstawę
pomysłów At the Altars of the Horned God. Można w tym momencie mieć silne
skojarzenia z wczesną twórczością In The Woods… , co absolutnie błędem nie
będzie. Trzeci wałek otwiera totalny blast, kojarzący mi się silnie z
Mayhemowym „Chimera”. Przełamuje go dość szybko zwolnienie z kapką szamańskich
ozdobników, pojawiają się ponownie czyste śpiewy. Pod koniec kompozycji wracamy
do pełnej szybkości z wkręcającym się w łeb tremolo. I dalej płyniemy w podobnych, dziwnie
układanych puzzlach. Sporu tu dziwności, mnogo zmian i kombinacji. Co mi nieco
przeszkadza, to ginące chwilami w tle gitary. Nie że schowane, bo pełniące
zdecydowanie większą rolę niż tylko tło. One są niczym dwutlenek węgla,
niewidoczne, ale jednak trujące, jeśli się wsłuchamy. „Heart of Silence” jest
albumem zdecydowanie bardziej agresywnym, a jednocześnie bardziej chwytliwym
niż debiut. Bardziej błądzącym w rejony norweskie niż Dead Can Dance’owe
odjazdy. Zdaje mi się, że panowie postanowili tym razem odwrócić proporcje,
stawiając black metal na piedestale i jedynie dekorując go dość obficie
pozagatunkowymi ornamentami. Porzucili też niektóre elementy, jak choćby
żeńskie wokale, które tym razem wstępują jedynie na kilka sekund o wieńczącym
album „Severing Light”. Przez to nowa płyta Hiszpanów jest zupełnie inna,
jednak nie mniej ciekawa i intrygująca. Nie brak na niej tajemniczego, choć tym
razem bardziej arktycznego nastroju. Tym razem zespół zaserwował nam materiał
bardziej bezpośredni, choć tak samo pobudzający zmysły. Nie ma w nim chowanych
pod powierzchnią smaczków. Panowie idą swoją własną ścieżką, zupełnie inną niż
większość mogłaby się spodziewać. Nagrywają jednocześnie kolejny wciągający
materiał, który bankowo wyrywa się z ram gatunku i niejednemu maniakowi
eksperymentów przypadnie do gustu. I to mocno.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz