wtorek, 28 lutego 2023

Recenzja Scars Of Oblivion „Misanthropy”

 

Scars Of Oblivion

„Misanthropy”

Self-Release 2023

Powstali w 2012 roku i wreszcie po ponad dziesięciu latach wypuszczają płytę. Madrycki Scars Of Oblivion to kapela składająca się z pięciu muzyków, ale z pierwotnego składu uchował się tylko jeden, niejaki Anthony. Reszta dołączyła w późniejszym okresie co zaowocowało „Misanthropy”. Ten debiut to siedem kawałków dziwnego mariażu melodyjnego death metalu z deathcorem. Twórczość Hiszpanów kształtuje się w różnorodny sposób. Obok typowych dla harmonijnego deta elementów jak takie właśnie solówki oraz szybkie i zapraszające do tańca riffy, spotkać tu można również wiele skocznych akordów, znanych z chociażby późniejszej twórczości Sepultury. Fikuśnie brzmi to połączenie, nie powiem. Podobnie rzecz się ma, jeżeli chodzi o wokale, gdzie rasowe growle przeplatają się z wysilonym corowym szczekaniem. Kurczę, twardy to orzech do zgryzienia. Energi chłopakom nie brakuje. Muza zapierdala na dość szybkich obrotach i nudzić się przy niej nie można. Pełno w niej solówek, ale nie tylko tych tradycyjnych, bo popisać się progresywnymi zagrywkami grajkowie też potrafią. Powykręcane dźwięki, karkołomne wtrącenia, wyłaniają się od czasu do czasu z gęstych gitar i kierują tą egzotyczną podróż w stronę technicznego rzępolenia. Chyba Scars Of Oblivion do końca nie może się zdecydować na konkretny kierunek. Jak na melodyjny death metal za dużo tutaj improwizacji, a nawet kuriozalnych pomysłów, przypominających niekiedy dowcipasów z Lawnmower Deth. Pełnowymiarowa propozycja chłopaków jest niewątpliwie oryginalna, a posiadane umiejętności tylko im pomagają w kreowaniu wielopłaszczyznowych utworów. Ich twórczość wypełniona jest temperamentem, a konstelacja idei wręcz nie ma końca. Wielbiciele takich oryginalnych crossoverów powinni być zachwyceni. Ja dostałem w pysk i drugi raz do tego potwora już nie podejdę. Uciekam z podkulonym ogonem, gdzie pieprz rośnie.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz